19.00 w Capitolu na uroczystym zamknięciu.
Zamknięcie trwało bitą godzinę (szok). Drugi szok to to, że było nawet miło i jakoś fajnie dało się odczuwać z wszystkimi radość z ostatnich wspólnych 10 dni. Niestety konkurs główny wygrało Potosi (którego, hehe, nie widziałem). Niestety, dlatego, że podejrzewam iż jest to wynik braku wag w algorytmie wyłaniającym zwycięzce. Więcej o tym może potem :) Wisienką w ceremonii (mocno zgniłą i nadpsutą) był jakiś popaprany prezenter który nią sterował. Totalny nieudacznik bez poczucia humoru i kultury - żenada na całej linii - sala dwa razy o mało go nie wygwizdała, a raz zbuczała. No ale obsmaruje go jeszcze na festiwalowym forum za chwile :)
Do filmu... czarno-biały obraz pokazujący muzyczne dzieje lidera i wokalisty zespołu Joy Division. Od początków kariery do samobójstwa, przez pierwsze etapy małego lokalnego zespołu, do większych koncertów poza granicami. Oczywiście groupie w tle (zwłaszcza jedna), żona z dzieckiem, problemy z chorobą, pracą i ciężkie życie młodego muzyka (tak tak, nie każdy ma tak jak Britney). Oczywiście głównym motywem jest alienacja, tworzenie sztuki (i związane z tym problemy) na tle grupy młodych ludzi. Film jest bardzo starannie zrobiony. Zdecydowanie odstaje od dużej części festiwalu pod względem warsztatu (na plus).
Moja ocena: 2.2 dlatego że zbyt mi śmierdziało Hollywood.
niedziela, 29 lipca 2007
ENH: Fay Grim, Hal Hartley
15.45 w Heliosie, po zaliczonym pierwszy raz przeze mnie ponad godzinnym czekaniu na Hartleya w kolejce na krzesełkach :) Dzięki temu do sali wszedłem jako 37 (a na starcie kolejka miała 10 osób, ale wiadomo, rodzina królika. Niestety bateria w notebooku była już dead, więc zamiast pracy, skupiłem się na lekturze katalogu festiwalowego, zgłębiając Felliniego :)
Film był naprawdę świetny. To juz nowy Hartley (2006), trochę bardziej współczesny niz pozycje z lat 90ych co widać zwłaszcza w warstwie dialogowej. Nie traci jednak nic a nic. Zwłaszcza że wykonanie scenariusza jest jakby lepsze. Ta pozycja stanowi silne nawiązanie do Henry Fool, którego niestety nie widziałem więc sporej ilości gagów musiałem się domyslać. Zasadniczo film stanowi inteligetną parodie nowoczesnych filmów akcji zorientowanych na szpiegów i ratowanie świata. Wyśmiewanie konwencji widać dosłownie w każdej wymianie zdań i jest to zrobione naprawde zabawnie. Co lepiej, nie pozbawia to filmu w ogóle napięcia - które towarzyszy widzowi przez cały czas, tak że do końca czeka się na rozwiązanie całości. Świetna gra aktorska Parker i ekipy to kolejny plus.
Moja ocena: 2.3 za świetną parodie i thriller szpiegowski w jednym!
Film był naprawdę świetny. To juz nowy Hartley (2006), trochę bardziej współczesny niz pozycje z lat 90ych co widać zwłaszcza w warstwie dialogowej. Nie traci jednak nic a nic. Zwłaszcza że wykonanie scenariusza jest jakby lepsze. Ta pozycja stanowi silne nawiązanie do Henry Fool, którego niestety nie widziałem więc sporej ilości gagów musiałem się domyslać. Zasadniczo film stanowi inteligetną parodie nowoczesnych filmów akcji zorientowanych na szpiegów i ratowanie świata. Wyśmiewanie konwencji widać dosłownie w każdej wymianie zdań i jest to zrobione naprawde zabawnie. Co lepiej, nie pozbawia to filmu w ogóle napięcia - które towarzyszy widzowi przez cały czas, tak że do końca czeka się na rozwiązanie całości. Świetna gra aktorska Parker i ekipy to kolejny plus.
Moja ocena: 2.3 za świetną parodie i thriller szpiegowski w jednym!
ENH: London to Brighton, Paul Andrew Williams
13.15 w Heliosie, a przed przygotowania do oferty największej Gazety w pl :) ech ten festiwal mocno zawodowo mi upłynął, nie powiem żebym specjalnie wypoczął :(
Film całkiem znośny, 'wyłączający zegarek' jak mawia jedna znajoma. Przedstawia historie prostytutki i jej młodej (12 lat) nowo poznanej znajomej, z którą uciekają z Londynu przed gangsterami. Historia cały czas trzyma w napięciu, a co więcej jest to film z gatunku grających na emocjach... i to mocno. Nie są przedstawione wprost szokujące sceny - tu reżyser dał pole naszej fantazji, wyciemniając co drastyczniejsze momenty, lub przenosząc kamerę na inną osobę. Niemniej jednak to tylko chyba potęguje grozę - bynajmniej nie tę z horroru, ale tę związaną z bólem, cierpieniem, wstydem za gatunek ludzki. Wyciska łzy bezsilnej wściekłości.
Niestety momentami czuje się że to film (może te pochlipywania obok przywracały mnie do rzeczywistości) i to nie pozwala emocjom w pełni się rozwinąć, ale i tak z seansu człowiek wychodzi rozbity ponurą wizją filmu.
Moja ocena: 2.2, wyżymaczka emocji.
Film całkiem znośny, 'wyłączający zegarek' jak mawia jedna znajoma. Przedstawia historie prostytutki i jej młodej (12 lat) nowo poznanej znajomej, z którą uciekają z Londynu przed gangsterami. Historia cały czas trzyma w napięciu, a co więcej jest to film z gatunku grających na emocjach... i to mocno. Nie są przedstawione wprost szokujące sceny - tu reżyser dał pole naszej fantazji, wyciemniając co drastyczniejsze momenty, lub przenosząc kamerę na inną osobę. Niemniej jednak to tylko chyba potęguje grozę - bynajmniej nie tę z horroru, ale tę związaną z bólem, cierpieniem, wstydem za gatunek ludzki. Wyciska łzy bezsilnej wściekłości.
Niestety momentami czuje się że to film (może te pochlipywania obok przywracały mnie do rzeczywistości) i to nie pozwala emocjom w pełni się rozwinąć, ale i tak z seansu człowiek wychodzi rozbity ponurą wizją filmu.
Moja ocena: 2.2, wyżymaczka emocji.
ENH: The Girl From Monday, Hal Hartley
9.45 w Heliosie, z pobudką o 830 :) Jak się okazało raczej niepotrzebną, gdyż sala pomimo iz to Hartlej była pełna w zaledwie 90% (na oko).
Film całkiem współczesny (macbook pro na ekranie :) datowany na 2004, chyba jedyny film z gatunku Science Fiction w dorobku tego reżysera. Porusza w ciekawy sposób kwestie konsumpcjonizmu i totalitaryzmu ukazując wzmocnione do maksimum i przejaskrawione zasady obecnego świata. To co teraz jest ok, pomnożone razy 100 stanowi wspaniałą pożywkę do przemyślenia czy tam gdzie zmierzamy to tam gdzie chcemy dojść.
W warstwie fabularnej, zgrabnie poprowadzona historia ludzi walczących z systemem, z większymi i mniejszymi sukcesami. Oczywiście Hartleyowska gra aktorów sprawia że film ten jest specyficzny jak i inne - troche jednak odchodzi, IMHO od wczesnych dokonań artysty - nie jest to jednak wada.
Otwiera oczy na wiele kwestii dotyczących konsumpcyjnego stylu życiua i wolności jednostki, dlatego...
Moja ocena: 2.3, polecam każdemu hedoniście :)
Film całkiem współczesny (macbook pro na ekranie :) datowany na 2004, chyba jedyny film z gatunku Science Fiction w dorobku tego reżysera. Porusza w ciekawy sposób kwestie konsumpcjonizmu i totalitaryzmu ukazując wzmocnione do maksimum i przejaskrawione zasady obecnego świata. To co teraz jest ok, pomnożone razy 100 stanowi wspaniałą pożywkę do przemyślenia czy tam gdzie zmierzamy to tam gdzie chcemy dojść.
W warstwie fabularnej, zgrabnie poprowadzona historia ludzi walczących z systemem, z większymi i mniejszymi sukcesami. Oczywiście Hartleyowska gra aktorów sprawia że film ten jest specyficzny jak i inne - troche jednak odchodzi, IMHO od wczesnych dokonań artysty - nie jest to jednak wada.
Otwiera oczy na wiele kwestii dotyczących konsumpcyjnego stylu życiua i wolności jednostki, dlatego...
Moja ocena: 2.3, polecam każdemu hedoniście :)
sobota, 28 lipca 2007
ENH: Does It Hurt? , Aneta Lesnikovska
19.15 w Heliosie, wybierajac pomiedzy konkursem i Hartleyem jednak skala kolejek przeważyła na rzecz tego pierwszego.
I chyba dobrze bo film ciekawy, nie pozwalający zerknąć na zegarek. Oczywiście na początku szumne deklaracji Dogmy, autentyczności, bla bla bla. Ale o tym aspekcie na końcu. Najpierw kilka słów o fabule. Celem (?) filmu było zweryfikowanie reakcji ludzi (przyjaciół (?) reżyserki, mieszkających w Skopje /Macedonia/ w obliczu na szanse grania w filmie. Na kanwie tego każdy z przyjaciół troche sie zmienia. Jest i ekshibicjonizm emocjonalny, porzuconi partnerzy, nowe związki, seks filmowany bez świadomości aktorki. Oczywiście punktem kulminacyjnym obrazu jest chwila gdy każda z osób dowiaduje się że to co uważali za rozmowy i 'research' jest już faktycznym filmem i wszystkie kompromitujące ich rzeczy pójdą w świat ... Największa emocją jest więc tutaj naruszenie zaufania do przyjaciół którzy teraz mogą mieć przez to problemy.
Tyle o fabule - po spektaklu wyjątkowo zostałem na kilka minut na rozmowe z reżyserką podczas której odpowiadała na pytania publiczności. Oczywiście ona podkreślała autentyczność obrazu, niestety kilka pytań z sali, na które Aneta udzielała niezwykle wykrętnych odpowiedzi upewniły mnie że film w dużej mierze to niestety set-up. Szkoda. Nie ładnie...
Moja ocena: 2.2 - tak czy tak trzyma w napięciu.
I chyba dobrze bo film ciekawy, nie pozwalający zerknąć na zegarek. Oczywiście na początku szumne deklaracji Dogmy, autentyczności, bla bla bla. Ale o tym aspekcie na końcu. Najpierw kilka słów o fabule. Celem (?) filmu było zweryfikowanie reakcji ludzi (przyjaciół (?) reżyserki, mieszkających w Skopje /Macedonia/ w obliczu na szanse grania w filmie. Na kanwie tego każdy z przyjaciół troche sie zmienia. Jest i ekshibicjonizm emocjonalny, porzuconi partnerzy, nowe związki, seks filmowany bez świadomości aktorki. Oczywiście punktem kulminacyjnym obrazu jest chwila gdy każda z osób dowiaduje się że to co uważali za rozmowy i 'research' jest już faktycznym filmem i wszystkie kompromitujące ich rzeczy pójdą w świat ... Największa emocją jest więc tutaj naruszenie zaufania do przyjaciół którzy teraz mogą mieć przez to problemy.
Tyle o fabule - po spektaklu wyjątkowo zostałem na kilka minut na rozmowe z reżyserką podczas której odpowiadała na pytania publiczności. Oczywiście ona podkreślała autentyczność obrazu, niestety kilka pytań z sali, na które Aneta udzielała niezwykle wykrętnych odpowiedzi upewniły mnie że film w dużej mierze to niestety set-up. Szkoda. Nie ładnie...
Moja ocena: 2.2 - tak czy tak trzyma w napięciu.
ENH: I Served the King of England, Jiri Menzel
16.00 w Warszawie, przy prawie pełnej sali - na całe szczęście udało mi się znaleźć miejsce w górnej części więc przynajmniej mogłem wyprostować nogi :)
Czeska komedia na podstawie Hrabala. Mocno epatująca seksem i podbojami głównego bohatera który przez cały film opowiada o swoim dotychczasowym życiu. Oczywiście spora dawka czeskiego humoru, jednak mocno ustępująca czeskiej 'Beauty in Trouble' czy dunskiej 'Boss of It All' Triera. Miejscami troche sie dłuży i moim zdaniem nie ma to nic wspolnego ze sławetnym czeskim powolnym konsumowaniem drobnych przyjemności. Są też dobre strony komedii (oprócz golizny ;) a mianowicie odważne spojrzenie na kwestie wojny (scena kąpieli w basenie rozwala) czy dylematów kolaboracji w obliczu miłości.
Moja ocena: 2.1 - niestety spodziewałem się więcej.
Czeska komedia na podstawie Hrabala. Mocno epatująca seksem i podbojami głównego bohatera który przez cały film opowiada o swoim dotychczasowym życiu. Oczywiście spora dawka czeskiego humoru, jednak mocno ustępująca czeskiej 'Beauty in Trouble' czy dunskiej 'Boss of It All' Triera. Miejscami troche sie dłuży i moim zdaniem nie ma to nic wspolnego ze sławetnym czeskim powolnym konsumowaniem drobnych przyjemności. Są też dobre strony komedii (oprócz golizny ;) a mianowicie odważne spojrzenie na kwestie wojny (scena kąpieli w basenie rozwala) czy dylematów kolaboracji w obliczu miłości.
Moja ocena: 2.1 - niestety spodziewałem się więcej.
ENH: Gardens in Autumn, Otar Joseliani
13.15 w Capitolu,
blech, ten film totalnie nie przypadł mi do gustu i jest to spora strata czasu (IMHO). W zamierzeniu miala to byc chyba (?) komedia/satyra na francuskie kręgi rządzące, a ukazująca ich bezsens, zdziecinnienie, obłudę w formie absurdalnego humoru. Niestety ta farsa składająca się z serii scen połączonych bohaterami, była dla mnie totalnie nie zjadliwa. Zero sensu, głupia fabuła, fatalny scenariusz. Może Francuzi będą w stanie wyłapać coś z tego filmu, ja niestety nie dałem rady.
Moja ocena: 1, odradzam jeśli nie jesteś Francuzem.
blech, ten film totalnie nie przypadł mi do gustu i jest to spora strata czasu (IMHO). W zamierzeniu miala to byc chyba (?) komedia/satyra na francuskie kręgi rządzące, a ukazująca ich bezsens, zdziecinnienie, obłudę w formie absurdalnego humoru. Niestety ta farsa składająca się z serii scen połączonych bohaterami, była dla mnie totalnie nie zjadliwa. Zero sensu, głupia fabuła, fatalny scenariusz. Może Francuzi będą w stanie wyłapać coś z tego filmu, ja niestety nie dałem rady.
Moja ocena: 1, odradzam jeśli nie jesteś Francuzem.
piątek, 27 lipca 2007
ENH: Born and Bred, Pablo Trapero
22.15 w Heliosie, choć przyznaje sam że byłem już po piątku wykończony i zastanawiałem się czy nie zrezygnować. Na szczęście jednak zostałem.
Film zaskoczył mnie pozytywnie. Opowiada historie młodej bogatej rodziny, której sielankowe życie w pierwszych minutach filmu nastawia widza w tryb oczekiwania na katastrofę. A jeśli czegoś się wypatruje, to to nadchodzi... Druga dłuższa część filmu, a zarazem jego zasadniczą część opowiada historie Santiago który po katastrofie ucieka przed prawdą na koniec świata (wyglądało mi to na południowe rubieże Argentyny w Andach) gdzie żyjąc w małej enklawie ludzi próbuje pogodzić się z życiem. Zimno, praca, alkohol, sen, praca, zimno, papierosy itd. Z jednej strony film nie gra na emocjach wprost, ale zestawione obrazy z początku filmu z cierpieniem i surowością widzianą w drugiej, tworzą dla widza płaszczyznę do rozważania o stracie, cierpieniu szczęściu.
Moje ocena: 2.2, pozwala odzyskać wiarę w własne szczęście widząc problemy innych.
Film zaskoczył mnie pozytywnie. Opowiada historie młodej bogatej rodziny, której sielankowe życie w pierwszych minutach filmu nastawia widza w tryb oczekiwania na katastrofę. A jeśli czegoś się wypatruje, to to nadchodzi... Druga dłuższa część filmu, a zarazem jego zasadniczą część opowiada historie Santiago który po katastrofie ucieka przed prawdą na koniec świata (wyglądało mi to na południowe rubieże Argentyny w Andach) gdzie żyjąc w małej enklawie ludzi próbuje pogodzić się z życiem. Zimno, praca, alkohol, sen, praca, zimno, papierosy itd. Z jednej strony film nie gra na emocjach wprost, ale zestawione obrazy z początku filmu z cierpieniem i surowością widzianą w drugiej, tworzą dla widza płaszczyznę do rozważania o stracie, cierpieniu szczęściu.
Moje ocena: 2.2, pozwala odzyskać wiarę w własne szczęście widząc problemy innych.
ENH: The Witnesses, Andre Techine
19.00 w Capitolu, po odpoczynku w klubie festiwalowym :)
Typowy francuski film do kin i telewizji. Nie jest zły, a nawet ma jakieś swoje przesłanie, o czym za chwile, ale mi osobiście rzygać się chcę na kolejną kultywacje francuskiej poprawności seksualnej w imie której, w filmie każdy pieprzy się z każdym. To co mnie w tym mierzi nie jest sam seks, czy otwartość (zakładam że raczej nie przeszedłem na konserwatywną stronę mocy :) ale brak wiarygodności postaci i ich relacji w obliczu dzielenia łóżek. No ale, wiadomo, kino francuskie musi się afiszować - wybaczam :)
Drugą warstwę filmu stanowi historia dotycząca pierwszych miesięcy AIDS w europie (1984/1985) na tle życia bohaterów. Niestety nic ciekawego film tutaj nie opowiada, a miejscami po prostu się dłuży.
Zasadniczo raczej kiepsko gdyby nie wspaniałe zdjęcia Emanuelle Beart - mniam mniam :) Jak na swoje 43 lata nie pokazuje tego.
Moja ocena: 2.1
Typowy francuski film do kin i telewizji. Nie jest zły, a nawet ma jakieś swoje przesłanie, o czym za chwile, ale mi osobiście rzygać się chcę na kolejną kultywacje francuskiej poprawności seksualnej w imie której, w filmie każdy pieprzy się z każdym. To co mnie w tym mierzi nie jest sam seks, czy otwartość (zakładam że raczej nie przeszedłem na konserwatywną stronę mocy :) ale brak wiarygodności postaci i ich relacji w obliczu dzielenia łóżek. No ale, wiadomo, kino francuskie musi się afiszować - wybaczam :)
Drugą warstwę filmu stanowi historia dotycząca pierwszych miesięcy AIDS w europie (1984/1985) na tle życia bohaterów. Niestety nic ciekawego film tutaj nie opowiada, a miejscami po prostu się dłuży.
Zasadniczo raczej kiepsko gdyby nie wspaniałe zdjęcia Emanuelle Beart - mniam mniam :) Jak na swoje 43 lata nie pokazuje tego.
Moja ocena: 2.1
ENH: The Boss of It All, Lars von Trier
16.00 w Warszawie która jak zawsze ma na nogi miejsca tyle co fotelik dla 5 letniego dziecka... Tuż przed filmem kilka nerwowych ruchów na WGPW - korekta nie licha, na razie obserwujemy, obyśmy nie płakali.
Zdecydowanie najlepsza komedia na całym festiwalu - co śmiało pisze mimo iż jeszcze 2 dni przede mną. Oczywiście komedia trochę bardziej wysmakowana niż Rodzina Bundich czy inne potworki Polsatu. W prostej scenerii (choć trochę bardziej rozwiniętej niż Manderley :) von Trier buduje zgrabnie ciekawą historie co stanie się jeśli zamiast szefa firmy, zostanie zatrudniony aktor, gdyż właściwy szef (jeden z pracowników) nie chce by o nim wiedziano (głównie z powodu niechęci do podpisywania się pod trudnymi decyzjami). Masa zabawnych sytuacji, rzadko absurdalnych (co w komedii jest IMHO plusem), pozwala naprawdę dobrze bawić się przez 99 minut.
Moja ocena: 2.3 zdecydowanie polecam za świetne dialogi.
Zdecydowanie najlepsza komedia na całym festiwalu - co śmiało pisze mimo iż jeszcze 2 dni przede mną. Oczywiście komedia trochę bardziej wysmakowana niż Rodzina Bundich czy inne potworki Polsatu. W prostej scenerii (choć trochę bardziej rozwiniętej niż Manderley :) von Trier buduje zgrabnie ciekawą historie co stanie się jeśli zamiast szefa firmy, zostanie zatrudniony aktor, gdyż właściwy szef (jeden z pracowników) nie chce by o nim wiedziano (głównie z powodu niechęci do podpisywania się pod trudnymi decyzjami). Masa zabawnych sytuacji, rzadko absurdalnych (co w komedii jest IMHO plusem), pozwala naprawdę dobrze bawić się przez 99 minut.
Moja ocena: 2.3 zdecydowanie polecam za świetne dialogi.
ENH: Hunting and Gathering
13.00 w Capitolu trafiłem niespodziewanie i nieoczekiwanie na typową komedyjke romantyczną z Audrey Tautou.
Hmmm, powiem tak, jeśli szukasz lekkiej, sprawnie poprowadzonej komedii na wieczór z dziewczyną - go for it! No chyba że Twoja partnerka to coś czarnego w stylu 'Gothic Girl' lub nie daj boże niedoszły krytyk polonistyki po piątym roku, ale bez męża ;) Wtedy raczej unikaj tego tytułu, bo Ci się dostanie za wybór płaskiego i przyziemnego obcowania z lekką pseudo-sztuką :)
Co tu napisać, każdy chyba wie jak wyglądają takie komedyjki. Zatrudniono dobrego scenarzystę, wydano mase kasy na dobre gagi, kolejna kupa forsy na Audrey i do dzieła. Maszyna filmowa, sprawnie przemieliła oczekiwania szerokiej publiczność i wypłuła uśrednienie gustów statystycznego widza-raz-na-miesiac-w-weekend-w-kinie.
Moja ocena: 2.1 można się pośmiać.
Hmmm, powiem tak, jeśli szukasz lekkiej, sprawnie poprowadzonej komedii na wieczór z dziewczyną - go for it! No chyba że Twoja partnerka to coś czarnego w stylu 'Gothic Girl' lub nie daj boże niedoszły krytyk polonistyki po piątym roku, ale bez męża ;) Wtedy raczej unikaj tego tytułu, bo Ci się dostanie za wybór płaskiego i przyziemnego obcowania z lekką pseudo-sztuką :)
Co tu napisać, każdy chyba wie jak wyglądają takie komedyjki. Zatrudniono dobrego scenarzystę, wydano mase kasy na dobre gagi, kolejna kupa forsy na Audrey i do dzieła. Maszyna filmowa, sprawnie przemieliła oczekiwania szerokiej publiczność i wypłuła uśrednienie gustów statystycznego widza-raz-na-miesiac-w-weekend-w-kinie.
Moja ocena: 2.1 można się pośmiać.
ENH: Lust and Revenge, Paul Cox
10.15 w Heliosie, niestety musiałem wstać aż o 8.30 by iść do Mediateki odebrać wejściówki na uroczyste zakończenie festiwalu w niedziele o 19.00. Tym samym zdecydowałem że zostaje do samego końca, a do Krakowa wracam w poniedziałek rankiem.
Na Lust and Revenge, nie udało mi się dostać kilka dni temu o czym już pisałem - wydawało mi się więc że będzie to całkiem miłe filmidło, niestety jednak pomimo oznaczenia roku produkcji na '96 jest to film podobny do masy innych telewizyjnych 'rozrywek na sobotni wieczór' z końca lat 80-ych. Ot banalna historia małżeństwa gdzie żona jest powoli pożerana przez sekte 'Synchronicznej Świadomości' podczas gdy w tym samym czasie mąż dostaje fuchę jako model do rzeźby i powoli wplątuje się w romans z córka fundatora.
Sensu dużo w scenariuszu nie ma, wiadomo jak się skończy (no prawie, jedną rzeczą mnie zaskoczyli), ale film nie jest ani odkrywczy, ani nie niesie ciekawego przesłania, co więcej zapominasz go 10 minut po wyjściu z seansu.
Moja ocena: 1 - szkoda czasu.
Na Lust and Revenge, nie udało mi się dostać kilka dni temu o czym już pisałem - wydawało mi się więc że będzie to całkiem miłe filmidło, niestety jednak pomimo oznaczenia roku produkcji na '96 jest to film podobny do masy innych telewizyjnych 'rozrywek na sobotni wieczór' z końca lat 80-ych. Ot banalna historia małżeństwa gdzie żona jest powoli pożerana przez sekte 'Synchronicznej Świadomości' podczas gdy w tym samym czasie mąż dostaje fuchę jako model do rzeźby i powoli wplątuje się w romans z córka fundatora.
Sensu dużo w scenariuszu nie ma, wiadomo jak się skończy (no prawie, jedną rzeczą mnie zaskoczyli), ale film nie jest ani odkrywczy, ani nie niesie ciekawego przesłania, co więcej zapominasz go 10 minut po wyjściu z seansu.
Moja ocena: 1 - szkoda czasu.
czwartek, 26 lipca 2007
ENH: The Bet Collector, Jeffrey Jeturian
21.45 w Heliosie, wybrane na zasadzie 'już nic innego ciekawego nie ma'
Film nie był aż tak zły ;), choć dla mnie jego jedyną wartością było przedstawienie jak wygląda życie w filipińskich slumsach. Codzienne trudy i zmartwienia bohaterki, która jest w najniższym szczeblu 'pracowników' (przyjmuje zakłady od ludzi) nielegalnej ogólnonarodowej loterii. Jak wspomniano na początku filmu jest to źródło utrzymania dla wielu milionów filipińczyków (choć mimo iż pokazano scenę wypłaty , sądzę że nie poprzez wygrane) i tworzy korupcje na wysokich szczeblach władzy (dwóch ostatnich prezydentów Filipin). Oczywiście scena w której informują lokalną jednostkę, że dzisiaj nie ma losowania publicznego, tylko szef sam wylosował i przysyła numery jest komiczna podwójnie, bo spotyka się to ze zrozumieniem samych ludzi na dole (''aaa no tak, pewnie trzeba wybrać inne cyfry, by ograniczyć ilość wygranych").
W końcowej sekwencji film pokazuje starą maksymę: nigdy nie jest tak źle by nie mogło być gorzej, co jednak przekuwa w pozytywny wydźwięk (bohaterka mimo dużego długu, unika przypadkowej śmierci).
Niestety jestem już zmęczony kolejnym obrazem nędzy i ciężkiego życia, stąd film mnie ten nie zachwycił. Scenariusz ok, natomiast nie był to obraz który mnie porwał.
Moja ocena: 2.1, otwiera oczy na życie w innych warunkach.
Film nie był aż tak zły ;), choć dla mnie jego jedyną wartością było przedstawienie jak wygląda życie w filipińskich slumsach. Codzienne trudy i zmartwienia bohaterki, która jest w najniższym szczeblu 'pracowników' (przyjmuje zakłady od ludzi) nielegalnej ogólnonarodowej loterii. Jak wspomniano na początku filmu jest to źródło utrzymania dla wielu milionów filipińczyków (choć mimo iż pokazano scenę wypłaty , sądzę że nie poprzez wygrane) i tworzy korupcje na wysokich szczeblach władzy (dwóch ostatnich prezydentów Filipin). Oczywiście scena w której informują lokalną jednostkę, że dzisiaj nie ma losowania publicznego, tylko szef sam wylosował i przysyła numery jest komiczna podwójnie, bo spotyka się to ze zrozumieniem samych ludzi na dole (''aaa no tak, pewnie trzeba wybrać inne cyfry, by ograniczyć ilość wygranych").
W końcowej sekwencji film pokazuje starą maksymę: nigdy nie jest tak źle by nie mogło być gorzej, co jednak przekuwa w pozytywny wydźwięk (bohaterka mimo dużego długu, unika przypadkowej śmierci).
Niestety jestem już zmęczony kolejnym obrazem nędzy i ciężkiego życia, stąd film mnie ten nie zachwycił. Scenariusz ok, natomiast nie był to obraz który mnie porwał.
Moja ocena: 2.1, otwiera oczy na życie w innych warunkach.
ENH: Cafe Nescafe czyli jak brakło 6 osób
niestety Kasia zaspała i nie zajęła mi kolejki na Hartleya tym samym po godzinnym czekaniu brakło mi 6 osób by wejść na seans. Fuck.
Siedzę więc sobie w Heliosie na parterze w Cafe Nescafe i pracowicie uzupełniam wpisy za poprzednie dni. Do przeczytania:
.. sobota zaczynająca się od God Willing
.. oraz niedziela zaczynająca się od AFR
Jutro uzupełnię piątek i czwartek.
Siedzę więc sobie w Heliosie na parterze w Cafe Nescafe i pracowicie uzupełniam wpisy za poprzednie dni. Do przeczytania:
.. sobota zaczynająca się od God Willing
.. oraz niedziela zaczynająca się od AFR
Jutro uzupełnię piątek i czwartek.
ENH: Wolsfbergen, Nanouk Leopold
16.15 w Heliosie po szybkim obiadku wszedłem 10 minut przed projekcją jednak bez problemu, finalnie sala (największa na 450 osób była zapełniona na oko na 80%).
Film holenderskiej reżyserki, spokojnie opowiada ciekawą fabułę rodzinie w której dziadek oznajmia wszystkim listownie że za kilka miesięcy zamierza umrzeć bo zbrzydło mu życie. Obraz pokazuje nastepne dni i tygodnie w przekroju całej rodziny na wszystkich piętrach. Jak się okazuje rodzina jest raczej dysfunkcyjna, zaś to zdarzenie jest pretekstem to prezentacji różnorakich problemów. Film nie epatuje bólem i nie jest zrealizowany jak typowy wyciągacz łez - raczej powoli (ale wystarczająco by nie zasnąć) opowiada swoją historię. Kolejny młot na życie rodzinne... aczkolwiek scena kąpieli w wannie jest naprawdę słodka - pozwala odzyskać wiarę w drobne przyjemności.
Moja ocena: 2.2
Film holenderskiej reżyserki, spokojnie opowiada ciekawą fabułę rodzinie w której dziadek oznajmia wszystkim listownie że za kilka miesięcy zamierza umrzeć bo zbrzydło mu życie. Obraz pokazuje nastepne dni i tygodnie w przekroju całej rodziny na wszystkich piętrach. Jak się okazuje rodzina jest raczej dysfunkcyjna, zaś to zdarzenie jest pretekstem to prezentacji różnorakich problemów. Film nie epatuje bólem i nie jest zrealizowany jak typowy wyciągacz łez - raczej powoli (ale wystarczająco by nie zasnąć) opowiada swoją historię. Kolejny młot na życie rodzinne... aczkolwiek scena kąpieli w wannie jest naprawdę słodka - pozwala odzyskać wiarę w drobne przyjemności.
Moja ocena: 2.2
ENH: I Don't Want to Sleep Alone, Tsai Ming-Liang
13.15 w Heliosie gdyż dzisiaj zapragnąłem pospać więcej po kilku dniach z rzędu chronicznego niedospania (6h/dobę to nie dla mnie :)
Film obserwacyjny, a jeśli ktoś nie zauważył w trakcie to informuje że to coś miało fabułę :) Historia wspomagana zdawkowymi dialogami przedstawia dwa powoli zbiegające się wątki koncentrujące się na byciu samym i potrzeba obdarzenia drugiej osoby ciepłem (także w śnie). Akcje troche przyśpiesza (do tempa wnerwionego ślimaka) w ostatnich minutach tego prawie 2h filmu. Miłośnicy klasycznego 'snuja' będą czuli się wspaniale, gdyż to jest jego odmiana miastowa (tłem jest Kuala Lumpur). Statystyczny zjadacz kina w piątki z rodziną w najbliższym multiplexie + popcorcn Max, nie powinien odwiedzać sal z tym filmem. Zresztą nawet na ENH śmieszny był środek filmu gdy dwie wychodzące osoby zapoczątkowały fale i w ciągu 3 minut okolo 40 osób wyszło z projekcji (10% widowni).
Moje ocena: 1 (o mało nie zasnąłem).
Film obserwacyjny, a jeśli ktoś nie zauważył w trakcie to informuje że to coś miało fabułę :) Historia wspomagana zdawkowymi dialogami przedstawia dwa powoli zbiegające się wątki koncentrujące się na byciu samym i potrzeba obdarzenia drugiej osoby ciepłem (także w śnie). Akcje troche przyśpiesza (do tempa wnerwionego ślimaka) w ostatnich minutach tego prawie 2h filmu. Miłośnicy klasycznego 'snuja' będą czuli się wspaniale, gdyż to jest jego odmiana miastowa (tłem jest Kuala Lumpur). Statystyczny zjadacz kina w piątki z rodziną w najbliższym multiplexie + popcorcn Max, nie powinien odwiedzać sal z tym filmem. Zresztą nawet na ENH śmieszny był środek filmu gdy dwie wychodzące osoby zapoczątkowały fale i w ciągu 3 minut okolo 40 osób wyszło z projekcji (10% widowni).
Moje ocena: 1 (o mało nie zasnąłem).
środa, 25 lipca 2007
ENH: Amateur, Hartley
22.00 w Heliosie - Kasia zajęła miejsce ponad godzinę przed seansem i dzięki temu weszliśmy w ramach przedostatniej piątki na seans - drugi rząd nie był taki zły.
Mój drugi film Hartleya, pod koniec trochę mnie już nużył, jednak zasadniczo obraz warty obejrzenia (jutro rano jak wstanę pójdę więc na kolejny). Oczywiście kino typowo Hartleyowskie (hehe, znawca się znalazł), czyli dla mnie:
Kilka słów o historii: czy amnezja zmienia charakter? To dla mnie jedno z pytań filmu, który w ramach swego stylu opowiada coś na kształt Hartley'owego mixu romansu z kinem akcji.
Moje ocena: 2.2 (bo chciało mi się już spać) - potencjalnie 2.3 i raczej polecam.
Mój drugi film Hartleya, pod koniec trochę mnie już nużył, jednak zasadniczo obraz warty obejrzenia (jutro rano jak wstanę pójdę więc na kolejny). Oczywiście kino typowo Hartleyowskie (hehe, znawca się znalazł), czyli dla mnie:
- dużo dialogów - specyficznych, przerysowanych, wystudiowanie mówionych
- krótkie zdania, mnóstwo pytań
- krótkie odpowiedzi
- pytania powtórne na co drugie zdanie przeczące
- specyficzna muzyka
- wystający mikrofon
Kilka słów o historii: czy amnezja zmienia charakter? To dla mnie jedno z pytań filmu, który w ramach swego stylu opowiada coś na kształt Hartley'owego mixu romansu z kinem akcji.
Moje ocena: 2.2 (bo chciało mi się już spać) - potencjalnie 2.3 i raczej polecam.
ENH: Salto, Cate Shortland
19.00 w małej warszawie,
zdążyłem z zapasem czasu, ale już bez baterii w notebooku więc czas przed seansem spędziłem na czytaniu 'na horyzoncie'.
Kolejny mój festiwalowy film z kina australijskiego - niestety mimo iż oglądnałem ich już sporo, wciąż nie wiem jakie to kino - nie potrafię go jednoznacznie określić. Salto jest dla mnie obrazem obyczajowym z ciągotkami w stronę artystyczną (zwłaszcza w warstwie zdjęciowej). Ot banalna historia o ucieczce z domu młodej dziewczyny, przedstawiające codzienne problemy gdy jesteś sam, z dala od domu i przyjaciół, bez pieniędzy i swoich rzeczy. Na całe szczęście film nie umoralnia na siłę, ani nie sili się na komizm; nie epatuje tez pejzażami - opowiada swoją historie. Przesłanie które ja odebrałem to to, że niektóre okazje można w życiu zaprzepaścić bezpowrotnie. Zwłaszcza w relacjach międzyludzkich - odrzucone i odcięte uczucia już nie odrosną.
Z ciekawostek film miał polska dystrybucje - aż dziw bierze, mimo iż wrzucam go w szufladkeęfilmów obyczajowych, to jednak jakoś nie widzę by polski odbiorca coś takiego oglądał :)
Moja ocena: 2.2
zdążyłem z zapasem czasu, ale już bez baterii w notebooku więc czas przed seansem spędziłem na czytaniu 'na horyzoncie'.
Kolejny mój festiwalowy film z kina australijskiego - niestety mimo iż oglądnałem ich już sporo, wciąż nie wiem jakie to kino - nie potrafię go jednoznacznie określić. Salto jest dla mnie obrazem obyczajowym z ciągotkami w stronę artystyczną (zwłaszcza w warstwie zdjęciowej). Ot banalna historia o ucieczce z domu młodej dziewczyny, przedstawiające codzienne problemy gdy jesteś sam, z dala od domu i przyjaciół, bez pieniędzy i swoich rzeczy. Na całe szczęście film nie umoralnia na siłę, ani nie sili się na komizm; nie epatuje tez pejzażami - opowiada swoją historie. Przesłanie które ja odebrałem to to, że niektóre okazje można w życiu zaprzepaścić bezpowrotnie. Zwłaszcza w relacjach międzyludzkich - odrzucone i odcięte uczucia już nie odrosną.
Z ciekawostek film miał polska dystrybucje - aż dziw bierze, mimo iż wrzucam go w szufladkeęfilmów obyczajowych, to jednak jakoś nie widzę by polski odbiorca coś takiego oglądał :)
Moja ocena: 2.2
ENH: La Leon, Santiago Otheguy
15.45 w Heliosie, zamiast Czarnego Złota na które brakło miejsc.
Wcześniej nie zdążyłem też zjeść obiadu ze względu na negocjacje z niebieskimi. Ech trudno było ale M2M będzie mam nadzieje nasze i to co ciekawe chyba nie wiele razy w życiu będe w sytuacji kiedy po negocjacjach obie strony spotkały się naprawdę pośrodku (albo są tak dobrzy że mnie wyruchali ;) Oczywiście trochę maili też musiałem przetworzyć i przed seansem ledwo zdążyłem wypić kawe i wcisnąć ciacho.
A jeśli idzie o film... zaczne tak: o rzece, człowieku i argentyńskiej produkcji...fuck Alosno?? Nieee, coś innego. Kino spokojne, czarno białe, z małą ilością (ale nie skąpą) dialogów. Dopracowane w warstwie obrazu, rzekłbym wysmakowane. Posiadające swoją historie, leniwie opowiadaną z punktu widzenia głównego bohatera (niech Was nie zmyli to że jest gejem, nie jest to kino klasy 'gender'). Raczej opowiada o ksenofobii, wyalienowaniu na tle codziennych problemów społeczności gdzieś na wyspie w południowej Ameryce. Jako warstwa dźwiękowa przez większość czasu służy przyroda, z rzadka wymieniana z muzyka (której nie pamiętam :) To co bardziej zapada w pamięć to krajobrazy - nostalgiczne, samotne, piekne. Czarno biały zmienia brud w starość, a znaki rozkładu niepostrzeżenie wymienia na smutek - pozwala też ze spokojem przyjąć ciemne aspekty życia i znaleźć w nich coś pięknego.
Sam się sobie dziwie że nawet mi się podobało, może przez przesłanie? Iż każda zbrodnia ma swoją karę?
Moja ocena: 2.2 (i sam się jej dziwie :)
P.S. Lece na Salto do Warszawy, mała sala, więc jak braknie miejsc to mnie coś trafi..
P.S.2. Musze zdecydowanie kupić appla bo 3h na baterii to za mało na festiwalowy dzień wymieszany z pracą, 6h would be enough :)
Wcześniej nie zdążyłem też zjeść obiadu ze względu na negocjacje z niebieskimi. Ech trudno było ale M2M będzie mam nadzieje nasze i to co ciekawe chyba nie wiele razy w życiu będe w sytuacji kiedy po negocjacjach obie strony spotkały się naprawdę pośrodku (albo są tak dobrzy że mnie wyruchali ;) Oczywiście trochę maili też musiałem przetworzyć i przed seansem ledwo zdążyłem wypić kawe i wcisnąć ciacho.
A jeśli idzie o film... zaczne tak: o rzece, człowieku i argentyńskiej produkcji...fuck Alosno?? Nieee, coś innego. Kino spokojne, czarno białe, z małą ilością (ale nie skąpą) dialogów. Dopracowane w warstwie obrazu, rzekłbym wysmakowane. Posiadające swoją historie, leniwie opowiadaną z punktu widzenia głównego bohatera (niech Was nie zmyli to że jest gejem, nie jest to kino klasy 'gender'). Raczej opowiada o ksenofobii, wyalienowaniu na tle codziennych problemów społeczności gdzieś na wyspie w południowej Ameryce. Jako warstwa dźwiękowa przez większość czasu służy przyroda, z rzadka wymieniana z muzyka (której nie pamiętam :) To co bardziej zapada w pamięć to krajobrazy - nostalgiczne, samotne, piekne. Czarno biały zmienia brud w starość, a znaki rozkładu niepostrzeżenie wymienia na smutek - pozwala też ze spokojem przyjąć ciemne aspekty życia i znaleźć w nich coś pięknego.
Sam się sobie dziwie że nawet mi się podobało, może przez przesłanie? Iż każda zbrodnia ma swoją karę?
Moja ocena: 2.2 (i sam się jej dziwie :)
P.S. Lece na Salto do Warszawy, mała sala, więc jak braknie miejsc to mnie coś trafi..
P.S.2. Musze zdecydowanie kupić appla bo 3h na baterii to za mało na festiwalowy dzień wymieszany z pracą, 6h would be enough :)
ENH: Exiled, Johnnie To
13.00 w Capitolu,
dyskusja z Agatą przełożona na później, więc przed seansem drobna sesyjka w supermemo na 100 słówek.
Mniam, sprawdzone w boju kino akcji z Hong Kongu - jednak kto nie zna tego gatunku, niech nie reguluje odbiorników - to kino to nie jest to co zwykle pod hasłem akcja serwuje nam TVP czy Polsat. Tutaj mamy dobry scenariusz, świetnie choreograficznie sceny walki, sporo śmiechu z konwencji filmowej, wyraziste postacie i co dla mnie osobiście najważniejsze - w tych momentach gdy w zachodnich filmach patos powala Cię na kolana, kino z dalekiego wschodu serwuje Ci potężną dawke zabawy kpiąc same z siebie - brak misji zbawienia świata, a zamiast tego mariaż komedii z kinem akcji to coś co lubię w tej odmianie kinomatografii. Oczywiście wielbicieli kina snujów raczej ta pozycja nie zachwyci.
Moja ocena: 2.3, polecam i sam lubie!
dyskusja z Agatą przełożona na później, więc przed seansem drobna sesyjka w supermemo na 100 słówek.
Mniam, sprawdzone w boju kino akcji z Hong Kongu - jednak kto nie zna tego gatunku, niech nie reguluje odbiorników - to kino to nie jest to co zwykle pod hasłem akcja serwuje nam TVP czy Polsat. Tutaj mamy dobry scenariusz, świetnie choreograficznie sceny walki, sporo śmiechu z konwencji filmowej, wyraziste postacie i co dla mnie osobiście najważniejsze - w tych momentach gdy w zachodnich filmach patos powala Cię na kolana, kino z dalekiego wschodu serwuje Ci potężną dawke zabawy kpiąc same z siebie - brak misji zbawienia świata, a zamiast tego mariaż komedii z kinem akcji to coś co lubię w tej odmianie kinomatografii. Oczywiście wielbicieli kina snujów raczej ta pozycja nie zachwyci.
Moja ocena: 2.3, polecam i sam lubie!
ENH: Flirt, Hartley
9.45 w Heliosie,
o dziwo kolejka była tylko na 100 osób więc sala nr 9 pomieściła większość z nas (jak ja wchodziłem było jeszcze 60 miejsc wolnych, a 100 zajetych :).
Tym samym udało mi się wejść na pierwszy film Hartleya na tym festiwalu. Zdecydowanie chciałem to zrobić by zweryfikować te horrendalne kolejki na jego filmy. Musze przyznać ze biorąc pod uwagę młodą publikę festiwalową są one uzasadnione. Scenariusz Flirtu trafiać będzie w jej gusta, zarówno ze względu na tematykę, jak również zjadliwą formę.
Film przedstawiał trzy razy, tę samą (no powiedzmy ;) historie w różnych otoczeniach i z drobnymi zmianami (nie mającymi wpływu na główny dramatyczny wątek). Co ciekawe, w którymś momencie sami bohaterowie wypowiadają zdanie, że celem filmu jest dla reżysera zweryfikowanie czy otoczenie wpływa na opowieść i zmienia ją, czy tez zostania ona taka sama. Historie opowiadają o miłości w trójkącie, co ciekawe, zarówno w wersji homo jak i heteroseksulanej, w Nowym Jorku, Berlinie i Tokio. Troche przyjemnego strawnego humoru, brak dłużyzn, dobry scenariusz, to niewątpliwe atuty filmu. Historia mimo iz podobna nie nudzi, składania do refleksji.
Moja ocena: 2.3, polecam młodym ludziom.
o dziwo kolejka była tylko na 100 osób więc sala nr 9 pomieściła większość z nas (jak ja wchodziłem było jeszcze 60 miejsc wolnych, a 100 zajetych :).
Tym samym udało mi się wejść na pierwszy film Hartleya na tym festiwalu. Zdecydowanie chciałem to zrobić by zweryfikować te horrendalne kolejki na jego filmy. Musze przyznać ze biorąc pod uwagę młodą publikę festiwalową są one uzasadnione. Scenariusz Flirtu trafiać będzie w jej gusta, zarówno ze względu na tematykę, jak również zjadliwą formę.
Film przedstawiał trzy razy, tę samą (no powiedzmy ;) historie w różnych otoczeniach i z drobnymi zmianami (nie mającymi wpływu na główny dramatyczny wątek). Co ciekawe, w którymś momencie sami bohaterowie wypowiadają zdanie, że celem filmu jest dla reżysera zweryfikowanie czy otoczenie wpływa na opowieść i zmienia ją, czy tez zostania ona taka sama. Historie opowiadają o miłości w trójkącie, co ciekawe, zarówno w wersji homo jak i heteroseksulanej, w Nowym Jorku, Berlinie i Tokio. Troche przyjemnego strawnego humoru, brak dłużyzn, dobry scenariusz, to niewątpliwe atuty filmu. Historia mimo iz podobna nie nudzi, składania do refleksji.
Moja ocena: 2.3, polecam młodym ludziom.
wtorek, 24 lipca 2007
ENH: The Host, Bong Joon-ho
22.15 w Heliosie - nocne szaleństwo z kinem południowo koreańskim - mniam mniam, pełna największa festiwalowa sala zapowiadała niezłą ucztę...
... zapowiedź została zrealizowana. Niezwykle barwny firm w warstwie zdjęciowej (kategorycznie zabraniam oglądania inaczej niż na dużym ekranie!) z bardzo dobrym dźwiękiem (nie mylić z muzyką). Czyli azjatycki horror ze sporą dawką odgłupiającego absurdalnego humoru. W kilku miejscach można się nieźle wystraszyć, ale zdecydowanie nie jest to mroczny thriller tylko raczej kino które ma bawić nas naszym własnych strachem. Rewelacyjne efekty specjalne i niezły scenariusz to kolejne dobre strony obrazu. Brak hollywoodzkiego zakończenia na deser. Kuriozalność (by nie rzec azjatyckość :) przerysowania postaci, sprawia także że są one maksymalnie czytelne, śmieszne i łatwe do utożsamienia się z nimi. Ilość gagów też spora, no i ta fajna koreanka :)
Moje ocena: 3 - naprawdę polecam, świetna zabawa dla różnych odbiorców (na różnych poziomach!)
... zapowiedź została zrealizowana. Niezwykle barwny firm w warstwie zdjęciowej (kategorycznie zabraniam oglądania inaczej niż na dużym ekranie!) z bardzo dobrym dźwiękiem (nie mylić z muzyką). Czyli azjatycki horror ze sporą dawką odgłupiającego absurdalnego humoru. W kilku miejscach można się nieźle wystraszyć, ale zdecydowanie nie jest to mroczny thriller tylko raczej kino które ma bawić nas naszym własnych strachem. Rewelacyjne efekty specjalne i niezły scenariusz to kolejne dobre strony obrazu. Brak hollywoodzkiego zakończenia na deser. Kuriozalność (by nie rzec azjatyckość :) przerysowania postaci, sprawia także że są one maksymalnie czytelne, śmieszne i łatwe do utożsamienia się z nimi. Ilość gagów też spora, no i ta fajna koreanka :)
Moje ocena: 3 - naprawdę polecam, świetna zabawa dla różnych odbiorców (na różnych poziomach!)
ENH: Falkenberg Farewell, Jesper Ganstandt
18.45 w Heliosie, na Flirt Hartleya nie miałem szans wejść - kolejka niczym najdłuższe spaghetti nie dawała żadnym szans, tym którzy nie stali w niej od 2 godzin.
Kino skandynawskie. Nostalgicznie przedstawia ostatnie wakacje grupy przyjaciół przed wejściem w dorosłe życie. Spokojne sceny, przyroda, sporo dialogów, ale bez wartkiej akcji - wszak wszystko dzieje się w tej samej grupie osób. Całość nastraja widza na przeżywanie własnej przeszłości, zaś film jest zrobiony w formie obrazowania pamiętnika jednego z bohaterów - a przynajmniej ja to tak odebrałem.
Świetny motyw muzyczny!
Sam czasami wpadam w taki nastrój, więc wiem iż ten film jest dobrą reprezentacją melancholii - każdy kto chce zrozumieć to, powinien po obejrzeniu mieć zadanie ułatwione.
Moja ocena: 2.2 za poprawny obraz nostalgii do utraconej młodości.
Kino skandynawskie. Nostalgicznie przedstawia ostatnie wakacje grupy przyjaciół przed wejściem w dorosłe życie. Spokojne sceny, przyroda, sporo dialogów, ale bez wartkiej akcji - wszak wszystko dzieje się w tej samej grupie osób. Całość nastraja widza na przeżywanie własnej przeszłości, zaś film jest zrobiony w formie obrazowania pamiętnika jednego z bohaterów - a przynajmniej ja to tak odebrałem.
Świetny motyw muzyczny!
Sam czasami wpadam w taki nastrój, więc wiem iż ten film jest dobrą reprezentacją melancholii - każdy kto chce zrozumieć to, powinien po obejrzeniu mieć zadanie ułatwione.
Moja ocena: 2.2 za poprawny obraz nostalgii do utraconej młodości.
ENH: Garage Days, Alex Proyas
16.15 w Heliosie, a ze względu na obiad przyszedłem później i stanąłem na końcu sporej kolejki już w chwili gdy limit na karnety został na sale wpuszczony... No ale wszedłem metodą na burżuja - mimo że mam karnet (w takiej sytuacji mało przydatny) kupiłem jednorazowy bilet na ten seans i już.
Film normalny, do dystrybucji kinowej i telewizyjnej - ot komedyjka o grupie przyjaciół tworzących zespół rockowy, ich związkach, uczuciach i walce by się wybić. Zwykła komedia. Nic dodać, nic ująć.
Przed i po sporo pracy :)
Moja ocena: 2.2 (za dobrą zabawe)
Film normalny, do dystrybucji kinowej i telewizyjnej - ot komedyjka o grupie przyjaciół tworzących zespół rockowy, ich związkach, uczuciach i walce by się wybić. Zwykła komedia. Nic dodać, nic ująć.
Przed i po sporo pracy :)
Moja ocena: 2.2 (za dobrą zabawe)
ENH: It Happened Just Before, Anja Salomonowitz
13.15 w Heliosie, bo nie chciało mi się iść do Capitolu, zresztą przed seansem negocjacje w sprawie M2M - uch dostałem młotkiem (163k???). No ale udało sie chyba wyjść na prostą, zobaczymy dalej...
Film ciekawy w swojej formie. Przedstawia 5 historii o wykorzystywaniu kobiet, opowiedzianych w formie ni to dokumentu ni to kina mówionego, ALE narratorem w historii nie jest ofiara, tylko oprawca, lub ktoś ze środowiska obok. Podczas historii widzimy ją opowiadaną przeważnie w miejscu w którym ofiara była wykorzystywana, lub w którym często przebywała. Ciekawa koncepcja, smutne historie i mocne zestawienie sztywnych chłodnych i bogatych Austriaków opowiadających je, z młodymi kobietami zza granicy których dotyczą.
Smutny, choć nastraja pozytywnie na zasadzie: cóż znaczy mój problem z nieobciętymi włosami jeśli ktoś przeżył to co widzisz na ekranie.
Moja ocena: 2.1
Film ciekawy w swojej formie. Przedstawia 5 historii o wykorzystywaniu kobiet, opowiedzianych w formie ni to dokumentu ni to kina mówionego, ALE narratorem w historii nie jest ofiara, tylko oprawca, lub ktoś ze środowiska obok. Podczas historii widzimy ją opowiadaną przeważnie w miejscu w którym ofiara była wykorzystywana, lub w którym często przebywała. Ciekawa koncepcja, smutne historie i mocne zestawienie sztywnych chłodnych i bogatych Austriaków opowiadających je, z młodymi kobietami zza granicy których dotyczą.
Smutny, choć nastraja pozytywnie na zasadzie: cóż znaczy mój problem z nieobciętymi włosami jeśli ktoś przeżył to co widzisz na ekranie.
Moja ocena: 2.1
ENH: Betelnut, Yang Heng
9.45 w Heliosie. O mały włos nie poszedłem na Amatoraa Hartleya (był obok), jednak będąc konsekwentny w wyborze na dzisiaj, zrobiłem błąd idąc na debiut chińskiej reżyserki Yang Heng. Ale może zanim sam napisze kilka zdań, pozwolę sobie przytoczyć mini recenzje Pani Izabeli Bujny, z dzisiejszej wersji 'na horyzoncie':
Pełnometrażowy debiut młodej, chińskiej reżyserki, to ciekawa, stylowa propozycja dla wielbicieli kina azjatyckiego. Wysmakowane zdjęcia, wolny rytm, długie ujęcia budują lewniwą, ale ciepłą atmosferę filmu. Bohaterami filmu Yang sa młodzi, nastoletni ludzie spędzający czas na niespiecznych spacerach, podróżach łodzią, zwyczajnych rozmowach. Parają się też drobną przestępczością, ale nie są bohaterami negatywnymi. Yang pokazuje grupe przyjaciół nieco sentymentalnie, jak wspomnienie z ciepłych wakacji. Film niesie ze sobą spokój, ukojenie, płynie łagodnie i powoli, jakby przy okazji opowiadając nieskomplikowaną historię.
To tyle od Pani Izy.
Ja napisze nieco inaczej: to bardzo kiepski film (dyplomatycznie ujmując), bez żadnej treści, z przeciętną formą, tragicznymi dialogami, fatalnymi zdjęciami i totalnie miałkim scenariuszem. Po prostu widać że to debiut. Bardzo słaby debiut.
Moja ocena: 1, odradzam!
Jednym z największych mankamentów gazetki festiwalowej jest to, że każdy z autorów sili się napisać o filmie w sposób pozytywny (pomijając jedną kolumnę pokazująca dwa głosy krytyczny i pozytywny o jednym filmie). To jedna wielka porażka. Ludzie! Nie bójcie się napisać że coś jest gniotem, bo krytyka nie polega na tym żeby dwornymi przymiotnikami wykreować film na wysmakowane dzieło które jest trudne to zrozumienia, a jak się komuś nie podoba to oznacza że nie rozumie sztuki. Blech, rzygać się chcę. Napiszcie coś konkretnie, i nie bójcie się mieć własnego zdania!
P.S. Żałoba narodowa która dotknęła także festiwal jest dla mnie osobiście farsą. Ot zginęło 26 osób (pielgrzymka autokarem? to jakieś nowa forma wakacji dla neofitów z nadmiarem pieniędzy?) W weekend na drogach więcej ludzi ginie i jakoś żałoby nikt nie ogłasza. Oczywiście kluczem jest bowiem tutaj fakt iż była to pielgrzymka. Wyznaniowość tego kraju przeraża mnie.
Pełnometrażowy debiut młodej, chińskiej reżyserki, to ciekawa, stylowa propozycja dla wielbicieli kina azjatyckiego. Wysmakowane zdjęcia, wolny rytm, długie ujęcia budują lewniwą, ale ciepłą atmosferę filmu. Bohaterami filmu Yang sa młodzi, nastoletni ludzie spędzający czas na niespiecznych spacerach, podróżach łodzią, zwyczajnych rozmowach. Parają się też drobną przestępczością, ale nie są bohaterami negatywnymi. Yang pokazuje grupe przyjaciół nieco sentymentalnie, jak wspomnienie z ciepłych wakacji. Film niesie ze sobą spokój, ukojenie, płynie łagodnie i powoli, jakby przy okazji opowiadając nieskomplikowaną historię.
To tyle od Pani Izy.
Ja napisze nieco inaczej: to bardzo kiepski film (dyplomatycznie ujmując), bez żadnej treści, z przeciętną formą, tragicznymi dialogami, fatalnymi zdjęciami i totalnie miałkim scenariuszem. Po prostu widać że to debiut. Bardzo słaby debiut.
Moja ocena: 1, odradzam!
Jednym z największych mankamentów gazetki festiwalowej jest to, że każdy z autorów sili się napisać o filmie w sposób pozytywny (pomijając jedną kolumnę pokazująca dwa głosy krytyczny i pozytywny o jednym filmie). To jedna wielka porażka. Ludzie! Nie bójcie się napisać że coś jest gniotem, bo krytyka nie polega na tym żeby dwornymi przymiotnikami wykreować film na wysmakowane dzieło które jest trudne to zrozumienia, a jak się komuś nie podoba to oznacza że nie rozumie sztuki. Blech, rzygać się chcę. Napiszcie coś konkretnie, i nie bójcie się mieć własnego zdania!
P.S. Żałoba narodowa która dotknęła także festiwal jest dla mnie osobiście farsą. Ot zginęło 26 osób (pielgrzymka autokarem? to jakieś nowa forma wakacji dla neofitów z nadmiarem pieniędzy?) W weekend na drogach więcej ludzi ginie i jakoś żałoby nikt nie ogłasza. Oczywiście kluczem jest bowiem tutaj fakt iż była to pielgrzymka. Wyznaniowość tego kraju przeraża mnie.
poniedziałek, 23 lipca 2007
ENH: The Magician, Scott Ryan
21.45 w Heliosie - fu*k, miało być 'Trust' Hartleya ale juz o 21.05 była kolejka na około 180 osób (sala miała 120 miejsc, z czego 80 na karnety), więc zmigrowałem na alternatywe, wcale nie taką złą...
Kino semi dokumentalne, zabawowe, ot kilka dni z życia fachowca od brudnej roboty - więcej nie pisze bo zepsuje zabawe. Widać słabość warsztatu, ale i mocne strony w postaci historii. Kino niskobudżetowe. Napisy w trakcie w kontekście zakończenia: priceless :)
Moja ocena: 2.2
Kino semi dokumentalne, zabawowe, ot kilka dni z życia fachowca od brudnej roboty - więcej nie pisze bo zepsuje zabawe. Widać słabość warsztatu, ale i mocne strony w postaci historii. Kino niskobudżetowe. Napisy w trakcie w kontekście zakończenia: priceless :)
Moja ocena: 2.2
ENH: Beauty in Trouble, Jan Hrebejk
19:00 w Capitolu, całe 60 minut przed seansem poświęciłem na planowanie terminarza do końca festiwalu, a i tak udało mi się ustalić ledwie 10 filmów z pozostałych 30. Planowanie to jak etap zabawy klockami Lego - czasami budowanie jest dużo bardziej przyjemne niż zabawa...
Film... no tak, czeskie kino w całej okazałości (reż. Jan Hrebejk). Szczerze polecam, gwarantowane 110 minut świetnej zabawy, mnóstwa humoru, typowego dla naszych południowych sąsiadów i zwariowanych ludzi z problemami. Z jednej strony typowe kino obyczajowe, z drugiej rzadko spotykana wyrazistość zarysowanych postaci. Identyfikacja gwarantowana. Może dlatego że każdy był ukazany z drobrej i złej strony ? Żadnych aniołków i przesłodzonej zupy. Wujek Risa (?) rządzi. Jak będę stary, to będę takim cynicznym starym zgredem ;)
Moja ocena: 2.3, polecam.
Wnioski: oj masa. Choćby to że kasa jednak potrzebna, ludzie to gnidy i każdy oszukuje (a zwłaszcza kobiety ;) , a także to że każdy ma wady, często nie małe.
Film... no tak, czeskie kino w całej okazałości (reż. Jan Hrebejk). Szczerze polecam, gwarantowane 110 minut świetnej zabawy, mnóstwa humoru, typowego dla naszych południowych sąsiadów i zwariowanych ludzi z problemami. Z jednej strony typowe kino obyczajowe, z drugiej rzadko spotykana wyrazistość zarysowanych postaci. Identyfikacja gwarantowana. Może dlatego że każdy był ukazany z drobrej i złej strony ? Żadnych aniołków i przesłodzonej zupy. Wujek Risa (?) rządzi. Jak będę stary, to będę takim cynicznym starym zgredem ;)
Moja ocena: 2.3, polecam.
Wnioski: oj masa. Choćby to że kasa jednak potrzebna, ludzie to gnidy i każdy oszukuje (a zwłaszcza kobiety ;) , a także to że każdy ma wady, często nie małe.
ENH: Playing the Victim, Kirill Serebrennikow
15.45 w Heliosie, po suuutym obiadku w naleśnikarni na rogu (polecam, choć jadłem zapiekany ser :)
Rosyjski film w reżyserii Kirilla Serebrennikowa oferuje ciekawą fabułę, nietuzinkowe zakończenie i sporą dawkę rosyjskiego (?) humoru, który jest w pełni strawny dla słowiańskiej duszy. Niestety trochę montaż zawiódł, 10 minut dało się z niego wyciąć, a i niektóre ujęcia pokazywały raczej marzenia dziecięce twórców by robić kino artystyczne - do wycięcia. Scena w barze sushi - komiczna :) Basen również morderczy.
Moje ocena: 2.2
Wnioski? brak.
Rosyjski film w reżyserii Kirilla Serebrennikowa oferuje ciekawą fabułę, nietuzinkowe zakończenie i sporą dawkę rosyjskiego (?) humoru, który jest w pełni strawny dla słowiańskiej duszy. Niestety trochę montaż zawiódł, 10 minut dało się z niego wyciąć, a i niektóre ujęcia pokazywały raczej marzenia dziecięce twórców by robić kino artystyczne - do wycięcia. Scena w barze sushi - komiczna :) Basen również morderczy.
Moje ocena: 2.2
Wnioski? brak.
ENH: The Legacy, Temur Babluani
12.45 w Heliosie, rumuński twórca "13" /Temur Babluani/, próbuje po raz kolejny zaskoczyć nas czymś ciekawym, czyli tytułowym Dziedzictwem. Niestety tym razy zdecydowanie gorzej mu to wychodzi. Po części efekt słabszego scenariusza, ale i także mało wyrazistych postaci i zdecydowanie zepsutego zakończenia. Brak dopracowania warsztatu.
Scenka z kamerami zaliczona na plus.
Moje ocena? Przeciętne 2.2.
Wnioski? Nie mieszaj się bo coś co wygląda na oczywiste z pozoru nie koniecznie takie jest w głębi.
Scenka z kamerami zaliczona na plus.
Moje ocena? Przeciętne 2.2.
Wnioski? Nie mieszaj się bo coś co wygląda na oczywiste z pozoru nie koniecznie takie jest w głębi.
ENH: Better Than Sex, Jonathan Teplitsky
9.45 w Heliosie, co oznaczało pobudkę o 8:30. Kolejka spora (100 osób?), ale zarezerwowałem miejsce, bo do ostatnich sekund przed wejściem wypychałem przez GPRS ofertę nad którą siedziałem wczoraj do 3am. Mam nadzieje że jest ok :)
Jeśli idzie o film Jonathana Teplitky'ego, to nazwałbym go romansem XXI wieku dla widowni <30. Humorystyczny, ciekawie zmontowany, ot miłe i przyjemne kino śniadaniowe. Bez specjalnej wartości oprócz odpoczynku i mile spędzonego czasu.
Moja ocena: 2.3
Wnioski? chyba brak, no może oprócz wiedzy co kobieta myśli podczas orgazmu a także typowego seize the day.
Jeśli idzie o film Jonathana Teplitky'ego, to nazwałbym go romansem XXI wieku dla widowni <30. Humorystyczny, ciekawie zmontowany, ot miłe i przyjemne kino śniadaniowe. Bez specjalnej wartości oprócz odpoczynku i mile spędzonego czasu.
Moja ocena: 2.3
Wnioski? chyba brak, no może oprócz wiedzy co kobieta myśli podczas orgazmu a także typowego seize the day.
niedziela, 22 lipca 2007
ENH: I'm a Cyborg but That's Ok, Park Chan-Wook
22.15 w Heliosie na nocnym szaleństwie (seria festiwalowa) dawało mi nadzieje że wreszcie obejżę coś miłemu oku. Zwłaszcza że humor dopisuje gdyż przed filmem zamknąłem harmonogram do oferty i w nocy pozostanie mi tylko spiąć materiały od Cezarego i wysłać dokument (jak się potem okazało pisałem to do 3am :)
Na całe szczęście ten uznany koreański reżyser nie zawiódł mej potrzeby dobrego kina. Świetna fabuła (dom wariatów i dziewczyna która myśli że jest cyborgiem) masę humorystycznych scen po których cała sala (450 osób do ostatniego siedzenia) rżało młodym zdrowym śmiechem. Sceny wirtualnych morderstw na lekarzach pokazały chyba tęsknotę Park Chan Wooka do kina akcji (ten film zdecydowanie nie jest taki). Masa dobrych pomysłów (dziewczyna zamiast śniadania, ładuje się dziewięcio-woltową baterią przykładana do języka :) wyraziste postacie (wariaci :) to niewątpliwe atuty.
Moje ocena: 2.3 polecam każdemu kto szuka dawki absurdalnego humoru w sosie koreańskim.
Na całe szczęście ten uznany koreański reżyser nie zawiódł mej potrzeby dobrego kina. Świetna fabuła (dom wariatów i dziewczyna która myśli że jest cyborgiem) masę humorystycznych scen po których cała sala (450 osób do ostatniego siedzenia) rżało młodym zdrowym śmiechem. Sceny wirtualnych morderstw na lekarzach pokazały chyba tęsknotę Park Chan Wooka do kina akcji (ten film zdecydowanie nie jest taki). Masa dobrych pomysłów (dziewczyna zamiast śniadania, ładuje się dziewięcio-woltową baterią przykładana do języka :) wyraziste postacie (wariaci :) to niewątpliwe atuty.
Moje ocena: 2.3 polecam każdemu kto szuka dawki absurdalnego humoru w sosie koreańskim.
ENH: Syndromes and a Century, Apichatpong Weerasethakul
18.45 w Heliosie, to mój naprawde kiepski dzień, przed seansem szaleńczo robie dalej harmonogram i mam nadzieje na odpoczynek w sali a tu trafiam na...
... pokręcone kino azjatyckie, które opowiada tę samą historie na dwa razy (później z recenzji krytyków okazało sie że były istotne różnice - jam był, ale nie widziołech). Historie to za dużo powiedziane, kamera snuje się się postaciami głównych bohaterów w ich trywialnych chwilach. Sceny połączone bez ładu i składu. Brak humoru, a uchwycenie fabuły wymaga doktoratu z filmoznastwa. Pejzaży też nie zauważyłem.
Od tego filmu bardzo ostrożnie wypowiadam kwestie iż lubię kino azjatyckie.
Moja ocena: 1 (wiem wiem, jestem stronniczy)
... pokręcone kino azjatyckie, które opowiada tę samą historie na dwa razy (później z recenzji krytyków okazało sie że były istotne różnice - jam był, ale nie widziołech). Historie to za dużo powiedziane, kamera snuje się się postaciami głównych bohaterów w ich trywialnych chwilach. Sceny połączone bez ładu i składu. Brak humoru, a uchwycenie fabuły wymaga doktoratu z filmoznastwa. Pejzaży też nie zauważyłem.
Od tego filmu bardzo ostrożnie wypowiadam kwestie iż lubię kino azjatyckie.
Moja ocena: 1 (wiem wiem, jestem stronniczy)
ENH: Apart From That, Jennifer Shainin, Randy Walker
15.45 w Heliosie,
nie wiem u licha jak mogłem wytypować sobie ten film (amerykańskie kino niezależne) do oglądnięcia. reżyserowie przed pokazem już powinni wzbudzić we mnie czujność a informacje że to ich debiut wygonić z kina, no ale w końcu wysiedziałem do końca...
oczywiście pseudo pozytywne recenzje w gazetce festiwalowej były, jednak ten film dla mnie to gniot. Nie jest ani snujem, ani żadnym innym konkretnym gatunkiem. Obraz stara sie opowiedzieć kilka historii z życia prostych ludzi w stanach, ot takich życiowych nieudaczników i dziwaków z ich codziennymi troskami. Jednak i ludzie i historie są ani szalone (by wiedzieć że to zabawa), anie na tyle realne by uwierzyć że są prawdziwe. Film się dłuży, nie ma sensu i był dla mnie zlepkiem scen połączonych tylko osobami bohaterów i jakąś niewidzialną śrubką w głowie reżysera.
Jedynym plusem jest postać Peggy (?) która jest starą ekshibicjonistkom (to to słowo, tfu tfu, przyciągnęło mnie na ten pokaz) i urządza fałszywe alarmy pożarowe, czekając naga na sofie (mniam, 60 lat nagiego ciała) na młodych strażaków.
Moja ocena: 1
nie wiem u licha jak mogłem wytypować sobie ten film (amerykańskie kino niezależne) do oglądnięcia. reżyserowie przed pokazem już powinni wzbudzić we mnie czujność a informacje że to ich debiut wygonić z kina, no ale w końcu wysiedziałem do końca...
oczywiście pseudo pozytywne recenzje w gazetce festiwalowej były, jednak ten film dla mnie to gniot. Nie jest ani snujem, ani żadnym innym konkretnym gatunkiem. Obraz stara sie opowiedzieć kilka historii z życia prostych ludzi w stanach, ot takich życiowych nieudaczników i dziwaków z ich codziennymi troskami. Jednak i ludzie i historie są ani szalone (by wiedzieć że to zabawa), anie na tyle realne by uwierzyć że są prawdziwe. Film się dłuży, nie ma sensu i był dla mnie zlepkiem scen połączonych tylko osobami bohaterów i jakąś niewidzialną śrubką w głowie reżysera.
Jedynym plusem jest postać Peggy (?) która jest starą ekshibicjonistkom (to to słowo, tfu tfu, przyciągnęło mnie na ten pokaz) i urządza fałszywe alarmy pożarowe, czekając naga na sofie (mniam, 60 lat nagiego ciała) na młodych strażaków.
Moja ocena: 1
ENH: AFR, Morten Hartz Kaplers
13.15 w Heliosie bo niestety nie było już miejsc na 'Lust and Revenge' - to było moje pierwsze doświadczenie na tym festiwalu z brakiem miejsc na sali, do tej pory widziałem to tylko na kolejkach do Hartleya (którego so far zlewam).
Pojawiłem się dopiero na 13.15 gdyż ranek siedziałem w łóżku z laptopem i pisałem ofertę dla niebieskich na 'apple iphone voicemail', to juz ostatni dzień pracy nad tym dokumentem bo dzisiaj w nocy musze go wysłać - jest coraz większy, ale harmonogram wciąż przede mną (a miałem go zamknąć już wczoraj! niestety ciężko się piszę pomiędzy seansami).
No ale do rzeczy, na film poszedłem totalnie w ciemno, zwłaszcza że miałem go zaznaczony 'kwadratem' na planie co w mojej terminologii oznacza 'gniot - nie oglądać'. Jednakże jak się okazało w trakcie obraz nie był taki w cale zły. Dokument opisujący zamordowanego w zamachu premiera Danii. Zamordowanego przez byłego kochanka (tak, premier gej, nic to że obok żona i 3 dzieci) na dodatek anarchistę. Film sprowadza się do prezenetowania różnych momentów z życia i pracy premiera, przedstawiając go raczej w pozytywnym świetle (męczennik w imie wolności). Jest też masa scen i opisów Emila - młodego kochanka premiera. Oczywiście wywiady z zapłakaną żoną itd.
Po wyjściu stwierdziłem że nie tak źle jeszcze z tą Europą skoro nie ma problemu by premier kraju był bejem i miał bujne życie 'poza partyjne' :) Ze zdumieniem przeczytałem potem recenzje iż to nie był dokument, tylko fikcyjny dokument - forma podobnież ostatnio modna :) Owszem postać premiera jest prawdziwa, ale całość jest zmontowana, a osoby jak żona, kochanek itp trudne kwestie dodane :) Zabawa przednia. Pisze to tutaj, mimo iż zazwyczaj staram się nie psuć filmów dokładniejszym opisem, dlatego że informacje o tym iż jest to fake, są wszędzie wydrukowane grubymi literami, a tylko temu że nie chciałem iść na ten film zawdzięczam moją niewiedze (i po części dobrą zabawę).
Moja ocena: 2.2
Moje
Pojawiłem się dopiero na 13.15 gdyż ranek siedziałem w łóżku z laptopem i pisałem ofertę dla niebieskich na 'apple iphone voicemail', to juz ostatni dzień pracy nad tym dokumentem bo dzisiaj w nocy musze go wysłać - jest coraz większy, ale harmonogram wciąż przede mną (a miałem go zamknąć już wczoraj! niestety ciężko się piszę pomiędzy seansami).
No ale do rzeczy, na film poszedłem totalnie w ciemno, zwłaszcza że miałem go zaznaczony 'kwadratem' na planie co w mojej terminologii oznacza 'gniot - nie oglądać'. Jednakże jak się okazało w trakcie obraz nie był taki w cale zły. Dokument opisujący zamordowanego w zamachu premiera Danii. Zamordowanego przez byłego kochanka (tak, premier gej, nic to że obok żona i 3 dzieci) na dodatek anarchistę. Film sprowadza się do prezenetowania różnych momentów z życia i pracy premiera, przedstawiając go raczej w pozytywnym świetle (męczennik w imie wolności). Jest też masa scen i opisów Emila - młodego kochanka premiera. Oczywiście wywiady z zapłakaną żoną itd.
Po wyjściu stwierdziłem że nie tak źle jeszcze z tą Europą skoro nie ma problemu by premier kraju był bejem i miał bujne życie 'poza partyjne' :) Ze zdumieniem przeczytałem potem recenzje iż to nie był dokument, tylko fikcyjny dokument - forma podobnież ostatnio modna :) Owszem postać premiera jest prawdziwa, ale całość jest zmontowana, a osoby jak żona, kochanek itp trudne kwestie dodane :) Zabawa przednia. Pisze to tutaj, mimo iż zazwyczaj staram się nie psuć filmów dokładniejszym opisem, dlatego że informacje o tym iż jest to fake, są wszędzie wydrukowane grubymi literami, a tylko temu że nie chciałem iść na ten film zawdzięczam moją niewiedze (i po części dobrą zabawę).
Moja ocena: 2.2
Moje
sobota, 21 lipca 2007
ENH: Omkara, Vishal Bharadwaj
21.45 w Heliosie,
typowe bollywood, nic dodać nic ująć, no może oprócz tego że przedstawiające (bardzo zresztą trafnie) szekspirowskiego Otella. Oczywiście typowy indyjski rozmach reżyserski w każdym calu i 151 minut siedzenia. Miejscami nużące, ale w warstwie wizualnej bardzo wysmakowane kino. Zakończenie na medal (ale nie napisze co to znaczy :) Oczywiście oglądniecie tego z publicznąścią lubiącą takie kino, zwiększa jakość odbioru przynajmniej o 50%
Moja ocena: 2.2 (ale uwaga, to kino specyficzne!)
Tym samym tym filmem zamykam sobotę, chyba najlepszy festiwalowy dzień na Festiwalu.
typowe bollywood, nic dodać nic ująć, no może oprócz tego że przedstawiające (bardzo zresztą trafnie) szekspirowskiego Otella. Oczywiście typowy indyjski rozmach reżyserski w każdym calu i 151 minut siedzenia. Miejscami nużące, ale w warstwie wizualnej bardzo wysmakowane kino. Zakończenie na medal (ale nie napisze co to znaczy :) Oczywiście oglądniecie tego z publicznąścią lubiącą takie kino, zwiększa jakość odbioru przynajmniej o 50%
Moja ocena: 2.2 (ale uwaga, to kino specyficzne!)
Tym samym tym filmem zamykam sobotę, chyba najlepszy festiwalowy dzień na Festiwalu.
ENH: Japanese Story, Sue Brooks
19.00 w małej warszawie, do której musiałem drałować..
blisko dwugodzinny film z Toni Collette (czy jakoś tak) posiadający idealny scenariusz (jedna rozwijająca się historia), który powoli w pierwszej części buduje tło, a w drugiej nie pozwala zerknąć na zegarek ani przez sekundę. Nie jest to bynajmniej kino akcji, ale coś jakby dramat obyczajowy. Niestety nie mogę napisać nic więcej by nie zepsuć zabawy, ale gwarantuje iż emocjonalnie to jest wyżymaczka do ludzi, więc każdy kto szuka swoich emocji powinien to zobaczyć. Film jest z 2003 roku i dziwie się czemu do teraz nie ma go w dystrybucji
Bardzo fajnie dobrany motyw muzyczny oraz sporo niezapomnianych pejzaży Australii.
Moje ocena: 2.3 (dałbym 3, tyle że tego filmu nie da się obejrzeć dwa razy)
blisko dwugodzinny film z Toni Collette (czy jakoś tak) posiadający idealny scenariusz (jedna rozwijająca się historia), który powoli w pierwszej części buduje tło, a w drugiej nie pozwala zerknąć na zegarek ani przez sekundę. Nie jest to bynajmniej kino akcji, ale coś jakby dramat obyczajowy. Niestety nie mogę napisać nic więcej by nie zepsuć zabawy, ale gwarantuje iż emocjonalnie to jest wyżymaczka do ludzi, więc każdy kto szuka swoich emocji powinien to zobaczyć. Film jest z 2003 roku i dziwie się czemu do teraz nie ma go w dystrybucji
Bardzo fajnie dobrany motyw muzyczny oraz sporo niezapomnianych pejzaży Australii.
Moje ocena: 2.3 (dałbym 3, tyle że tego filmu nie da się obejrzeć dwa razy)
ENH: Reprise, Joachim Trier
16.15 w Heliosie z resztkami baterii w notebooku :)
bardzo dobry film, zwłaszcza w kontekście grupy docelowej: 15..25 która idealnie wpasowuje się w festiwal we Wrocławiu. Norweski obraz przedstawiający historie dwóch młodych pisarzy, przyjaciół i ich rozwijającej się kariery (jedna wspaniale, druga kiepsko). Oczywiście jak to bywa w filmach o młodzieży miłość gęsto przeplata wątki. Jeden z nich (główny) o uczuciu toksycznym jest jednak bardzo dobrze opisany czy też raczej przedstawiony - znając co nieco z własnych przeżyć stwierdzam iż to naprawdę dobrze przedstawiony element w filmie. Oczywiście masa humoru, dostosowanego do grupy docelowej, sporo grypsów nieczytelnych dla ludzi +30 (khem khem ;) a scena imprezki w domu z 'tym czymś w kurtce' naprawdę rozwalająca.
Moja ocena: 2.3 polecam za realizm i klarowne i wiarygodne rysy bohaterów i ich uczuć.
bardzo dobry film, zwłaszcza w kontekście grupy docelowej: 15..25 która idealnie wpasowuje się w festiwal we Wrocławiu. Norweski obraz przedstawiający historie dwóch młodych pisarzy, przyjaciół i ich rozwijającej się kariery (jedna wspaniale, druga kiepsko). Oczywiście jak to bywa w filmach o młodzieży miłość gęsto przeplata wątki. Jeden z nich (główny) o uczuciu toksycznym jest jednak bardzo dobrze opisany czy też raczej przedstawiony - znając co nieco z własnych przeżyć stwierdzam iż to naprawdę dobrze przedstawiony element w filmie. Oczywiście masa humoru, dostosowanego do grupy docelowej, sporo grypsów nieczytelnych dla ludzi +30 (khem khem ;) a scena imprezki w domu z 'tym czymś w kurtce' naprawdę rozwalająca.
Moja ocena: 2.3 polecam za realizm i klarowne i wiarygodne rysy bohaterów i ich uczuć.
ENH: As the Shadow, Marina Spada
12.45 w Heliosie, a przed na sali snobistycznie zasuwam z laptopem (dobrze że nikt nie widzi że piszę merytorykę do oferty dla sponsora festiwalu :) Taki tryb pracy, po 20..30 minut co kilka godzin daje chyba dobre rezultaty, a przynajmniej mi sprawia całkiem niezłą frajdę - zobaczymy co docelowo z tego wyniknie.
kolejny smutny film, z mocnym przesłaniem dramatycznym. opowiada historie młodej włoszki, jej nauczyciela rosyjskiego który jest Ukraińcem, oraz przede wszystkim młodej Ukrainki która przez tydzień mieszka u włoszki. Ciężkie jest życie imigranta, nawet jeśli masz gdzie spać - tutaj mimo braku typowego w obrazach o obczyźnie brudu, jest po prostu smutno, dziwno. Powoli tworzy się nastrój oczekiwania na katastrofę, a wiadomo że jak się na coś czeka, to w końcu przychodzi... Stara też się ukazać jak wygląda samotność z wyboru w młodym wieku i w bogatym kraju (no włochy nie są jakieś super, ale ujdą :) - do przemyślenia dla każdego kto chciałby taką drogę wybrać.
Film niesie przesłanie, że często niedoceniamy tego co mamy, i dopiero obraz innych ludzi którzy dużo by dali za to co mamy, pozwala nam docenić nasze życie.
Moja ocena: 2.2
kolejny smutny film, z mocnym przesłaniem dramatycznym. opowiada historie młodej włoszki, jej nauczyciela rosyjskiego który jest Ukraińcem, oraz przede wszystkim młodej Ukrainki która przez tydzień mieszka u włoszki. Ciężkie jest życie imigranta, nawet jeśli masz gdzie spać - tutaj mimo braku typowego w obrazach o obczyźnie brudu, jest po prostu smutno, dziwno. Powoli tworzy się nastrój oczekiwania na katastrofę, a wiadomo że jak się na coś czeka, to w końcu przychodzi... Stara też się ukazać jak wygląda samotność z wyboru w młodym wieku i w bogatym kraju (no włochy nie są jakieś super, ale ujdą :) - do przemyślenia dla każdego kto chciałby taką drogę wybrać.
Film niesie przesłanie, że często niedoceniamy tego co mamy, i dopiero obraz innych ludzi którzy dużo by dali za to co mamy, pozwala nam docenić nasze życie.
Moja ocena: 2.2
ENH: God Willing, Amir Chamdin
9.45 w Heliosie,
miły i spokojny film który powinien ze swoimi czarno białymi zdjęciami trafić na jakiś festiwal operatorów. Niebanalna historia włoskiego imigranta w szwecji, który w oczekiwaniu na przyjazd żony dzieli dnie między prace w McDonaldzie (sprzątanie na nocnej zmianie) oraz targu z owocami. Głównym wątkiem filmu jest budzący się romans między nim, a między śliczną Finką (jak się potem okazuje wokalistką zespołu). Dorośli ludzie, wysmakowane ujęcia, uczucie i walka z nim, którą zwycięsko stacza Włoch.
Film nastraja do myślenia o zdradzie, czekaniu, miłości i o uczciwości i pracowitości. Jednak jeśli coś odrzucisz, to druga szansa może już nie przyjść i to jest przesłanie jakie ja odebrałem z tego obrazu.
Moja ocena: 2.3 polecam za zmuszanie do myślenia.
miły i spokojny film który powinien ze swoimi czarno białymi zdjęciami trafić na jakiś festiwal operatorów. Niebanalna historia włoskiego imigranta w szwecji, który w oczekiwaniu na przyjazd żony dzieli dnie między prace w McDonaldzie (sprzątanie na nocnej zmianie) oraz targu z owocami. Głównym wątkiem filmu jest budzący się romans między nim, a między śliczną Finką (jak się potem okazuje wokalistką zespołu). Dorośli ludzie, wysmakowane ujęcia, uczucie i walka z nim, którą zwycięsko stacza Włoch.
Film nastraja do myślenia o zdradzie, czekaniu, miłości i o uczciwości i pracowitości. Jednak jeśli coś odrzucisz, to druga szansa może już nie przyjść i to jest przesłanie jakie ja odebrałem z tego obrazu.
Moja ocena: 2.3 polecam za zmuszanie do myślenia.
piątek, 20 lipca 2007
ENH: Nightmare Detective, Tsukamoto Shinya
22.15 w Heliosie, a wcześniej świetna kawa, ciacho i trochę pracy nad merytoryką oferty: tym razem autentykacja oraz SASL ;) Na festiwalu to pierwszy obraz z serii Nocne Szaleństwo. Ten festiwalowy cykl to już klasyka - są na nim prezentowane filmy głównie ze wschodu (dalszego), które często kino i swoje gatunki traktują z przymrożeniem oka. Zasadniczo bardzo lubię ten cykl (jak i azjatyckie kino) więc proszę to mieć na uwadze czytając dalszą cześć mojej recenzji :)
Klasyczny japoński mroczny thriller z elementami japońskiego humoru. Zgrabnie opowiedziana historia zabójstw/samobójstw których wspólnym elementem (oprócz makabrycznie oprawionych ofiar) jest to że przed śmiercią dzwoniły na ten sam numer. Ni to samobójstwo, ni to zabójstwo. Całą sprawę próbuje rozwikłać lekko zwariowany departament policji z bardzo ładną (ja chcę do Japonii!! :) panią inspektor. W kilku miejscach naprawdę sytuacja trzyma w napięciu i zdrowo można podskoczyć na krześle (szczęście że kino wysokie). Efekty specjalne dodają uroku. Oczywiście przystojny główny bohater w ulubionym typie młodych japonek (japońska odmiana emo) przeżywa do końca :)
Moja ocena: 2.3 za dobrą zabawę na azjatyckim kinie.
Klasyczny japoński mroczny thriller z elementami japońskiego humoru. Zgrabnie opowiedziana historia zabójstw/samobójstw których wspólnym elementem (oprócz makabrycznie oprawionych ofiar) jest to że przed śmiercią dzwoniły na ten sam numer. Ni to samobójstwo, ni to zabójstwo. Całą sprawę próbuje rozwikłać lekko zwariowany departament policji z bardzo ładną (ja chcę do Japonii!! :) panią inspektor. W kilku miejscach naprawdę sytuacja trzyma w napięciu i zdrowo można podskoczyć na krześle (szczęście że kino wysokie). Efekty specjalne dodają uroku. Oczywiście przystojny główny bohater w ulubionym typie młodych japonek (japońska odmiana emo) przeżywa do końca :)
Moja ocena: 2.3 za dobrą zabawę na azjatyckim kinie.
ENH: Silver City, Sophia Turkiewicz
18.45 w Heliosie i już trzecie, mocne jak na pierwszy dzień, uderzenie australijskim kinem. Przed seansem kilka słów od reżyserki i od 'Gosi Dobrowolskiej' /egzaltacja aktorów czasami przyprawia mnie o mdłości/. Łzawe tłumaczenie dlaczego wyemigrowałam do Australii na początku lat 80ych i inne takie ble ble ble...
Wiedziałem że film będzie z gatunku starszych (1984), zwłaszcza że miał opowiadać o latach 50 w Australii po wojnie. Ot dramat/romans takie coś. Historia w miarę banalna: imigranci z wielu krajów przyjeżdżają do powojennej Australii i żyją w obozie dla imigrantów (kobiety osobno od mężczyzn), maja swoje codzienne troski itp. W tle rodzący się romans między żonatym polakiem i wolną polką (Dobrowolska _Małgorzata_ :)
Scenariusz sprawny, sporo nostalgii.
Co ciekawe na filmie było z 40..60 osób z australijskiej emigracji. Ludzie w okolicach 50..60 na karku - ciekawy dysonans w porównaniu do standardowej publiki festiwalowej w okolicach dwudziestki. Zwłaszcza że na filmie panie dyskretnie osuszały oczy chusteczkami. Ciekawy obraz.
Moja ocena: 2.2 ale tylko dlatego że lubie stare kino (od czasu do czasu :)
Wiedziałem że film będzie z gatunku starszych (1984), zwłaszcza że miał opowiadać o latach 50 w Australii po wojnie. Ot dramat/romans takie coś. Historia w miarę banalna: imigranci z wielu krajów przyjeżdżają do powojennej Australii i żyją w obozie dla imigrantów (kobiety osobno od mężczyzn), maja swoje codzienne troski itp. W tle rodzący się romans między żonatym polakiem i wolną polką (Dobrowolska _Małgorzata_ :)
Scenariusz sprawny, sporo nostalgii.
Co ciekawe na filmie było z 40..60 osób z australijskiej emigracji. Ludzie w okolicach 50..60 na karku - ciekawy dysonans w porównaniu do standardowej publiki festiwalowej w okolicach dwudziestki. Zwłaszcza że na filmie panie dyskretnie osuszały oczy chusteczkami. Ciekawy obraz.
Moja ocena: 2.2 ale tylko dlatego że lubie stare kino (od czasu do czasu :)
ENH: Two Hands, Gregor Jordan
16.15 w Heliosie, kolejny okaz kina australijskiego, tym razem nieco starszego bo z 99 roku.
Typowa komedia gangsterska o takim jednym co chciał by było mu lepiej, a że był młody, sprawny i przystojny to historia wybrała jego na bohatera. Oczywiście po drodze mase komplikacji, z gatunku chciałem-dobrze-ale-nie-wyszło, troche śmiechu, zakończenie z morałem.
Co więcej? raczej nic, i to jest główny mankament tego filmu: bezbarwność.
Moja ocena: 2.1
Typowa komedia gangsterska o takim jednym co chciał by było mu lepiej, a że był młody, sprawny i przystojny to historia wybrała jego na bohatera. Oczywiście po drodze mase komplikacji, z gatunku chciałem-dobrze-ale-nie-wyszło, troche śmiechu, zakończenie z morałem.
Co więcej? raczej nic, i to jest główny mankament tego filmu: bezbarwność.
Moja ocena: 2.1
ENH: Walking on Water, Tony Ayres
13.00 w małej warszawie i mój pierwszy film z cyklu kina australijskiego.
Film z gatunku dramat-obyczajowy, z typowym dla tego festiwalu zacięciem artystycznym oraz przesłaniem (o czym za chwilę). Historia przedstawia grupkę przyjaciół dookoła 30ki, z których jeden powoli umiera (rak?). W obliczu tragedii, ludzie wystawieni są na ciężkie próby, nawiązują się nowe relacje, umierają ;) stare. Na dodatek sama śmierć dookoła której obraca się film jest dość kontrowersyjna. Jak pokazuje film, żałoba nie jest łatwym okresem i często może stanowić duże wyzwanie, a i doświadczeń wcześniej nie ma jak zebrać.
Dla mnie film, prezentował kruchość ludzkiej natury, z prochu powstałeś w proch się obrócisz. Choć jak długo żyjemy, życie kręci się dookoła nas; gdy odejdziemy wiele rzeczy się zmienia i nie mamy już na to wpływu.
Moja ocena: 2.2 za skłanianie do refleksji.
Film z gatunku dramat-obyczajowy, z typowym dla tego festiwalu zacięciem artystycznym oraz przesłaniem (o czym za chwilę). Historia przedstawia grupkę przyjaciół dookoła 30ki, z których jeden powoli umiera (rak?). W obliczu tragedii, ludzie wystawieni są na ciężkie próby, nawiązują się nowe relacje, umierają ;) stare. Na dodatek sama śmierć dookoła której obraca się film jest dość kontrowersyjna. Jak pokazuje film, żałoba nie jest łatwym okresem i często może stanowić duże wyzwanie, a i doświadczeń wcześniej nie ma jak zebrać.
Dla mnie film, prezentował kruchość ludzkiej natury, z prochu powstałeś w proch się obrócisz. Choć jak długo żyjemy, życie kręci się dookoła nas; gdy odejdziemy wiele rzeczy się zmienia i nie mamy już na to wpływu.
Moja ocena: 2.2 za skłanianie do refleksji.
ENH: The Mourning Forest, Naomi Kawase
10.15 w Heliosie,
Pierwszy film konkursowy na festiwalu zaskoczył mnie całkiem pozytywnie. Po pierwszym kwadransie myślałem bowiem że trafiłem na typowego 'snuja' (w odmianie japońskiej), ale ze zdziwieniem zaobserwowałem że powolna fabuła i leniwie prezentowana historia zapewnia mi miłą i relaksującą rozrywkę. Fabuła opowiada historię młodej japońskiej dziewczyny pracującej od niedawna w domu spokojnej starości. Dom jest nietypowy, bo raptem na kilkanaście osób, położony z dala od zgiełku miasta - wręcz na wsi. Życie upływa wszystkim nieśpiesznie, na zbieraniu fasoli, malowaniu, celebrowaniu urodzin, ślinieniu się, itd. Na tym tle przedstawiona jest rodząca się przyjaźń pomiędzy ludźmi, poszukiwanie ukojenia po stracie bliskich.
Bardzo ładna oprawa zdjęciowa filmu.
Moja ocena: 2.2 - aczkolwiek to film specyficzny, uprzedzam lojalnie!
Pierwszy film konkursowy na festiwalu zaskoczył mnie całkiem pozytywnie. Po pierwszym kwadransie myślałem bowiem że trafiłem na typowego 'snuja' (w odmianie japońskiej), ale ze zdziwieniem zaobserwowałem że powolna fabuła i leniwie prezentowana historia zapewnia mi miłą i relaksującą rozrywkę. Fabuła opowiada historię młodej japońskiej dziewczyny pracującej od niedawna w domu spokojnej starości. Dom jest nietypowy, bo raptem na kilkanaście osób, położony z dala od zgiełku miasta - wręcz na wsi. Życie upływa wszystkim nieśpiesznie, na zbieraniu fasoli, malowaniu, celebrowaniu urodzin, ślinieniu się, itd. Na tym tle przedstawiona jest rodząca się przyjaźń pomiędzy ludźmi, poszukiwanie ukojenia po stracie bliskich.
Bardzo ładna oprawa zdjęciowa filmu.
Moja ocena: 2.2 - aczkolwiek to film specyficzny, uprzedzam lojalnie!
czwartek, 19 lipca 2007
ENH: 4 Months 3 Weeks and 2 Days
dotarliśmy na dworzec PKP we Wrocławiu kilka minut po szóstej i po chwili wahania wsiedliśmy do taksówki na postoju. 3zl/km to zdecydowanie więcej niż w Kraku (ostatnio 2.3) czy Wawie (1.8), jednak Hostel mieliśmy blisko, więc 12 zł nie było czymś strasznym.
Po szybkim check-inie poszliśmy odebrać Karnety i wejściówki na tytułowy film, jednak okazało się iż już ich nie ma. Tu słowo wyjaśnienia. Na każdym festiwalu są dwa filmy (otwierający i zamykający) na który oprócz samego karnetu (który upoważnia do wstępu na wszystkie filmy) trzeba odebrać bezpłatne wejściówki w centrum festiwalowym. Jest to spowodowane tym , że przeważnie filmy są naprawdę niezłe, a wszyscy karnetowicze nie wejdą na pokaz, stąd pomysł z wejściówkami. Tym samym kicha, bo na 4m3w2d na żaden z 3 seansów nie było już wejściówek. Jednak, tada, za 2 minuty,o 18.55 podeszła do mnie jedna z wolnotariuszek i dała po cichu na ładne oczy ;) zaproszenia. Miałem oczywiście kilka minut by zmigrować się do Capitolu (start o 19:00), ale udało mi się na styk (30sekund po tym jak wszedłem otwarli pozostałe miejsca dla osób bez wejściówek!). Tym samym miałem tez okazje być na uroczystym otwarciu ze wszystkim świętymi (Gutek, Wrocław, PTC, itd...)
Film mocny, trzymający w emocjonalnym napięciu przez cały czas. Porównałbym go do "13" z poprzedniej edycji Festiwalu. Tym razem tematem jest aborcja. W tle komunistyczna Rumunia z końca lat 80ych; biedne studenckie środowisko i typowe dla tych lat w centralnej europie załatwianie wszystkiego na lewo. Ponieważ nie chce zepsuć zabawy, nie będę dokładniej opisywał scenariusza tutaj, natomiast wspomnę że gra aktorów, wyrazistość sylwetek bohaterów jest na medal. Historia jest wiarygodnie przedstawiona, zaś po wyjściu z kina...
... przynajmniej przez moją głowę przewalały się tam i z powrotem myśli 'za' czy 'przeciw' aborcji. W końcu jednak mój odbiór film jest taki iż przedstawia on rzeczywistość tak by dostępna i bezpłatna aborcja w ramach rozsądku była dozwolona.
Na koniec jedna uwaga: film nie jest dokumentem, ani żadną propagandówką Giertycha :) Jest to normalny film fabularny ze swoją historią, tyle że oscylującą dookoła tego tematu.
Moja ocena: 2.3 zdecydowanie polecam!
Po szybkim check-inie poszliśmy odebrać Karnety i wejściówki na tytułowy film, jednak okazało się iż już ich nie ma. Tu słowo wyjaśnienia. Na każdym festiwalu są dwa filmy (otwierający i zamykający) na który oprócz samego karnetu (który upoważnia do wstępu na wszystkie filmy) trzeba odebrać bezpłatne wejściówki w centrum festiwalowym. Jest to spowodowane tym , że przeważnie filmy są naprawdę niezłe, a wszyscy karnetowicze nie wejdą na pokaz, stąd pomysł z wejściówkami. Tym samym kicha, bo na 4m3w2d na żaden z 3 seansów nie było już wejściówek. Jednak, tada, za 2 minuty,o 18.55 podeszła do mnie jedna z wolnotariuszek i dała po cichu na ładne oczy ;) zaproszenia. Miałem oczywiście kilka minut by zmigrować się do Capitolu (start o 19:00), ale udało mi się na styk (30sekund po tym jak wszedłem otwarli pozostałe miejsca dla osób bez wejściówek!). Tym samym miałem tez okazje być na uroczystym otwarciu ze wszystkim świętymi (Gutek, Wrocław, PTC, itd...)
Film mocny, trzymający w emocjonalnym napięciu przez cały czas. Porównałbym go do "13" z poprzedniej edycji Festiwalu. Tym razem tematem jest aborcja. W tle komunistyczna Rumunia z końca lat 80ych; biedne studenckie środowisko i typowe dla tych lat w centralnej europie załatwianie wszystkiego na lewo. Ponieważ nie chce zepsuć zabawy, nie będę dokładniej opisywał scenariusza tutaj, natomiast wspomnę że gra aktorów, wyrazistość sylwetek bohaterów jest na medal. Historia jest wiarygodnie przedstawiona, zaś po wyjściu z kina...
... przynajmniej przez moją głowę przewalały się tam i z powrotem myśli 'za' czy 'przeciw' aborcji. W końcu jednak mój odbiór film jest taki iż przedstawia on rzeczywistość tak by dostępna i bezpłatna aborcja w ramach rozsądku była dozwolona.
Na koniec jedna uwaga: film nie jest dokumentem, ani żadną propagandówką Giertycha :) Jest to normalny film fabularny ze swoją historią, tyle że oscylującą dookoła tego tematu.
Moja ocena: 2.3 zdecydowanie polecam!
Subskrybuj:
Posty (Atom)