18.45 w Heliosie i już trzecie, mocne jak na pierwszy dzień, uderzenie australijskim kinem. Przed seansem kilka słów od reżyserki i od 'Gosi Dobrowolskiej' /egzaltacja aktorów czasami przyprawia mnie o mdłości/. Łzawe tłumaczenie dlaczego wyemigrowałam do Australii na początku lat 80ych i inne takie ble ble ble...
Wiedziałem że film będzie z gatunku starszych (1984), zwłaszcza że miał opowiadać o latach 50 w Australii po wojnie. Ot dramat/romans takie coś. Historia w miarę banalna: imigranci z wielu krajów przyjeżdżają do powojennej Australii i żyją w obozie dla imigrantów (kobiety osobno od mężczyzn), maja swoje codzienne troski itp. W tle rodzący się romans między żonatym polakiem i wolną polką (Dobrowolska _Małgorzata_ :)
Scenariusz sprawny, sporo nostalgii.
Co ciekawe na filmie było z 40..60 osób z australijskiej emigracji. Ludzie w okolicach 50..60 na karku - ciekawy dysonans w porównaniu do standardowej publiki festiwalowej w okolicach dwudziestki. Zwłaszcza że na filmie panie dyskretnie osuszały oczy chusteczkami. Ciekawy obraz.
Moja ocena: 2.2 ale tylko dlatego że lubie stare kino (od czasu do czasu :)
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz