
Gwoli kronikarskiego obowiązku odnotnuje (podając te informacje z oficjalnej strony festiwalowej) iż na festiwalu, podczas 11 dni zaprezentowano 460 filmów: 231 pełnometrażowe filmy fabularne i dokumentalne, oraz 229 średnio- i krótkometrażowe z 47 krajów. Około 130 tytułów miało we Wrocławiu swoje polskie premiery. Łącznie odbyły się 647 seanse, na które sprzedano 115 966 biletów. Ja sam obejrzałem starannie i w bólach wybranych 46 filmów, z maksymalnej ilości 51, które jedna osoba może obejrzeć na festiwalu (10 dni x 5 seansów + 1 na gali otwierającej), a każdy z nich opisałem (czy dobry czy zły :)
Przechodząc więc powoli do meritum niniejszego postu, postaram się pokrótce zaprezentować 6 wybranych przeze mnie pozycji. Jest to zaledwie część wszystkich 15 pozycji które dostało na blogu ode mnie etykietkę 'POLECAM', a to z tego powodu iż postarałem się zawęzić tutaj do pozycji naprawde dobrych, a także takich które można w kinie, bądż na półce w Empiku znaleźć i przede wszystkim z jednego gatunku starałem się wybrać tylko jedną pozycję, tak by każdy miał szanse znaleźć coś dla siebie. W kolejności dowolnej, przed Państwem występują:
4 Months 3 Weeks and 2 Days
Rewelacyjny film rumuńskiego twórcy, otwierający festiwal, a także z racji tematyki, otwierający oczy na temat aborcji. Nie jest to jednak obraz z gatunku dokumentalnych, ale typowe kino fabularne, które mnie zauroczyło realnością scenariusza, świetną grą aktorów (rozumianą jako wierne, naturalne i wiarygodne odtworzenie postaci) i tym że stawia widzowi trudne pytania. Całe kino w milczeniu oglądało film i pomimo mocnego tematu, powiedziałbym iż śmiało nadaje się także dla młodszego (choć nie najmłodszego) widza. Polecam zwłaszcza ludziom z zacięciem do kina obyczajowego i dramatów.
The Boss of It All, Lars von Trier
Zmieniając kategorie wagową filmów, przechodzim do komedii. Nie jest to jednak komedia z Polsatu lub inny potwór ze śmiechem z puszki, ale prawdziwe arcydzieło wymagające od widza intelektu, skupienia i sporej dozy abstrakcyjnego myślenia. Kuriozalność sytuacji przedstawionej w filmie znanego duńskiego reżysera, gwarantuje jednak przednie 90 minut zabawy, zaś moim zdaniem była to najlepsza komedia jaką obejrzałem w ostatnich miesiącach. Zwolennikom Jasia Fasoli odradzam, natomiast każdemu kto ceni rozrywke komediową z pogranicza teatru, szczerze polecam, zwłaszcza że jest dostępna w polskich kinach.
Japanese Story, Sue Brooks
Kino australijskie, bodajże z 2003 roku, więc mające już 4 lata, które zarzuca nas sporą ilością ślicznych australijskich pejzaży. Jednak to nie warstwa wizualna stanowi najważniejszy element filmu, ale relacje między dwojgiem ludzi, z całkiem odmiennych kultur: sztywnym japońskim biznesmenem oraz australijską kobietą czynu realizującą się w swoim życiu (świetna kreacja Toni Colette). Film, jest prawdziwą wyżymaczką emocji, zwłaszcza że robi to jak walec, powoli i metodycznie, ja wyszedłem na miękkich nogach. Naprawde polecam każdemu kto czasami zastanawia się nad kwestiami różnic kultur, płci, zachowań - niestety by nie zepsuć odbioru nie mogę powiedzieć nic więcej i radze też nie czytac przed seansem a zawierzyć mi, że na prawdę warto!
I'm a Cyborg but That's Ok, Park Chan-Wook
Pozostając na drugiej półkuli, ale przenosząc się trochę na północ zmieniamy troche gatunki filmowe, by na powrót oddać się zabawie. Tym razem w stylu koreańskim pod czujnym okiem znanego nam z trylogi Pan/Pani Zemsta/Old boy reżysera. Nie jest to jednak horror czy thriller, ale spokojna, malowan niespiesznie azjatycka komedia absurdu. By zakotwiczyć widza w tematyce, warto powiedzieć że motywem przewodnim są uczuciowo/życiowe perypetie głównej bohaterki, mieszkanki domu wariatów, której wydaję się iż jest cyborgiem (i w związku z tym zamiast jeść kolacje 'ładuje się' 9 voltową bateryjka na języku :) Za rekomendacje niech posłuży fakt iż na każdej z emisji filmu na festiwalu, jego największa 450-osobwa sala była w całości pełna, a salwy śmiechu do dziś wowołuje skurcze w mojej przemęczonej po tym seansie przeponie.
Polecam miłośnikom azjatyckiej wersji Monthy Pythona.
Beauty in Trouble, Jan Hrebejk
Pozostając w sekcji komediowej, zmieniamy dość istotnie jej odcień na model czeskiego kina w całej okazałości, gwarantowane 110 minut świetnej zabawy, mnóstwa humoru, typowego dla naszych południowych sąsiadów i zwariowanych ludzi z problemami. Z jednej strony typowe kino obyczajowe, z drugiej rzadko spotykana wyrazistość zarysowanych postaci. Żadnych aniołków i przesłodzonej zupy. To co mi strasznie się w filmie spodobało (oprócz głównej bohaterki :) to fakt iż absolutnie każda postać była prezentowana z dobrej i złej strony, każdą dało się za coś lubić, a za coś innego pogardzać. Sprawiało to przez to bardzo duże wrażenie realności postaci i ułatwiało identyfikacje z bohaterami, a sądzę iż jest to istotny element dobrego kina. Polecam zdecydowanie za niezapomniane gagi w wykonaniu 'wujka' i czeskie piwo :)
The Host, Bong Joon-ho
Na zakończenie niniejszego mikro-przeglądu festiwalowego, kolejny raz wyruszamy do Korei. Tym razem by wpaść w sidła barwnego, niemalże hollywoodzkiego (chodzi o rozmach) kina akcji, a konkretnie czegoś na skrzyżowaniu ulic Horror i Thriller. W filmie jest mnóstwo świetnych efektów, oraz masa chwil gdzie naprawde serce chce wyskoczyć z gardła. Scenariusz, a zwłaszcza jego wiarygodność nie jest najmocniejszą stroną tego obrazu, ale nie o to w nim przecież chodzi. Twórca puszcza do widza filmowe oczko, to konwencja, w którą wszyscy wierzymy i chcemy się nią bawić. W odróżnieniu jednak często od zachodnich produkcji, gdzie pomiędzy momentami napięcia i strachu występuję żałosny patos (a my z zażenowania mówimy do partnera/ki obok: 'sluchaj pomylilem seanse'), tutaj bohaterowie przeistaczają swoje postacie w komediantów i razem z widzem naśmiewają się z kuriozalności i sztuczności tego co się dzieje. To zdecydowanie trzeba zobaczyć by dokładnie zrozumieć, ale niech odda (lub spróbuje to oddać) iż jedną najśmieszniejszych scen była dla mnie scena pogrzebu/pożegnania ofiar masakry gdzie ukłon w strone komedii był po prostu kolosalny. Polecam więc zwolennikom efektów, thrillerów i komedii.
Redakcja, życząc miłej zabawy w kinie, podkreśla iż nie odpowiada za pieniądze wydane na bilety na rekomendowane seanse.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz