środa, 22 sierpnia 2007

ENH: podsumowanie festiwalu

Prawie cztery tygodnie po zakończniu siódmej edycji międzynarodowego filmowego festiwalu Nowe Horyzonty we Wrocławiu, na którym miałem po raz kolejny okazje uczestniczyć, pokuszę się o krótkie podsumowanie. Podsumowanie to będzie miało forme mini recenzji, starając się przedstawić te filmy, które moim zdaniem warto obejrzeć niezlażnie od tego czy kino się kocha, lubi czy tylko rzadko trawi. Oczywiście zainteresowanych odsyłam po pełną listę pozycji które rekomenduję z ich dokładniejszym opisem (w sensie innym niż tutaj, ale i tak nie dłuższym niż 3 minuty czytania na opis).


Gwoli kronikarskiego obowiązku odnotnuje (podając te informacje z oficjalnej strony festiwalowej) iż na festiwalu, podczas 11 dni zaprezentowano 460 filmów: 231 pełnometrażowe filmy fabularne i dokumentalne, oraz 229 średnio- i krótkometrażowe z 47 krajów. Około 130 tytułów miało we Wrocławiu swoje polskie premiery. Łącznie odbyły się 647 seanse, na które sprzedano 115 966 biletów. Ja sam obejrzałem starannie i w bólach wybranych 46 filmów, z maksymalnej ilości 51, które jedna osoba może obejrzeć na festiwalu (10 dni x 5 seansów + 1 na gali otwierającej), a każdy z nich opisałem (czy dobry czy zły :)

Przechodząc więc powoli do meritum niniejszego postu, postaram się pokrótce zaprezentować 6 wybranych przeze mnie pozycji. Jest to zaledwie część wszystkich 15 pozycji które dostało na blogu ode mnie etykietkę 'POLECAM', a to z tego powodu iż postarałem się zawęzić tutaj do pozycji naprawde dobrych, a także takich które można w kinie, bądż na półce w Empiku znaleźć i przede wszystkim z jednego gatunku starałem się wybrać tylko jedną pozycję, tak by każdy miał szanse znaleźć coś dla siebie. W kolejności dowolnej, przed Państwem występują:

4 Months 3 Weeks and 2 Days
Rewelacyjny film rumuńskiego twórcy, otwierający festiwal, a także z racji tematyki, otwierający oczy na temat aborcji. Nie jest to jednak obraz z gatunku dokumentalnych, ale typowe kino fabularne, które mnie zauroczyło realnością scenariusza, świetną grą aktorów (rozumianą jako wierne, naturalne i wiarygodne odtworzenie postaci) i tym że stawia widzowi trudne pytania. Całe kino w milczeniu oglądało film i pomimo mocnego tematu, powiedziałbym iż śmiało nadaje się także dla młodszego (choć nie najmłodszego) widza. Polecam zwłaszcza ludziom z zacięciem do kina obyczajowego i dramatów.

The Boss of It All, Lars von Trier
Zmieniając kategorie wagową filmów, przechodzim do komedii. Nie jest to jednak komedia z Polsatu lub inny potwór ze śmiechem z puszki, ale prawdziwe arcydzieło wymagające od widza intelektu, skupienia i sporej dozy abstrakcyjnego myślenia. Kuriozalność sytuacji przedstawionej w filmie znanego duńskiego reżysera, gwarantuje jednak przednie 90 minut zabawy, zaś moim zdaniem była to najlepsza komedia jaką obejrzałem w ostatnich miesiącach. Zwolennikom Jasia Fasoli odradzam, natomiast każdemu kto ceni rozrywke komediową z pogranicza teatru, szczerze polecam, zwłaszcza że jest dostępna w polskich kinach.

Japanese Story, Sue Brooks
Kino australijskie, bodajże z 2003 roku, więc mające już 4 lata, które zarzuca nas sporą ilością ślicznych australijskich pejzaży. Jednak to nie warstwa wizualna stanowi najważniejszy element filmu, ale relacje między dwojgiem ludzi, z całkiem odmiennych kultur: sztywnym japońskim biznesmenem oraz australijską kobietą czynu realizującą się w swoim życiu (świetna kreacja Toni Colette). Film, jest prawdziwą wyżymaczką emocji, zwłaszcza że robi to jak walec, powoli i metodycznie, ja wyszedłem na miękkich nogach. Naprawde polecam każdemu kto czasami zastanawia się nad kwestiami różnic kultur, płci, zachowań - niestety by nie zepsuć odbioru nie mogę powiedzieć nic więcej i radze też nie czytac przed seansem a zawierzyć mi, że na prawdę warto!

I'm a Cyborg but That's Ok, Park Chan-Wook
Pozostając na drugiej półkuli, ale przenosząc się trochę na północ zmieniamy troche gatunki filmowe, by na powrót oddać się zabawie. Tym razem w stylu koreańskim pod czujnym okiem znanego nam z trylogi Pan/Pani Zemsta/Old boy reżysera. Nie jest to jednak horror czy thriller, ale spokojna, malowan niespiesznie azjatycka komedia absurdu. By zakotwiczyć widza w tematyce, warto powiedzieć że motywem przewodnim są uczuciowo/życiowe perypetie głównej bohaterki, mieszkanki domu wariatów, której wydaję się iż jest cyborgiem (i w związku z tym zamiast jeść kolacje 'ładuje się' 9 voltową bateryjka na języku :) Za rekomendacje niech posłuży fakt iż na każdej z emisji filmu na festiwalu, jego największa 450-osobwa sala była w całości pełna, a salwy śmiechu do dziś wowołuje skurcze w mojej przemęczonej po tym seansie przeponie.
Polecam miłośnikom azjatyckiej wersji Monthy Pythona.

Beauty in Trouble, Jan Hrebejk
Pozostając w sekcji komediowej, zmieniamy dość istotnie jej odcień na model czeskiego kina w całej okazałości, gwarantowane 110 minut świetnej zabawy, mnóstwa humoru, typowego dla naszych południowych sąsiadów i zwariowanych ludzi z problemami. Z jednej strony typowe kino obyczajowe, z drugiej rzadko spotykana wyrazistość zarysowanych postaci. Żadnych aniołków i przesłodzonej zupy. To co mi strasznie się w filmie spodobało (oprócz głównej bohaterki :) to fakt iż absolutnie każda postać była prezentowana z dobrej i złej strony, każdą dało się za coś lubić, a za coś innego pogardzać. Sprawiało to przez to bardzo duże wrażenie realności postaci i ułatwiało identyfikacje z bohaterami, a sądzę iż jest to istotny element dobrego kina. Polecam zdecydowanie za niezapomniane gagi w wykonaniu 'wujka' i czeskie piwo :)

The Host, Bong Joon-ho
Na zakończenie niniejszego mikro-przeglądu festiwalowego, kolejny raz wyruszamy do Korei. Tym razem by wpaść w sidła barwnego, niemalże hollywoodzkiego (chodzi o rozmach) kina akcji, a konkretnie czegoś na skrzyżowaniu ulic Horror i Thriller. W filmie jest mnóstwo świetnych efektów, oraz masa chwil gdzie naprawde serce chce wyskoczyć z gardła. Scenariusz, a zwłaszcza jego wiarygodność nie jest najmocniejszą stroną tego obrazu, ale nie o to w nim przecież chodzi. Twórca puszcza do widza filmowe oczko, to konwencja, w którą wszyscy wierzymy i chcemy się nią bawić. W odróżnieniu jednak często od zachodnich produkcji, gdzie pomiędzy momentami napięcia i strachu występuję żałosny patos (a my z zażenowania mówimy do partnera/ki obok: 'sluchaj pomylilem seanse'), tutaj bohaterowie przeistaczają swoje postacie w komediantów i razem z widzem naśmiewają się z kuriozalności i sztuczności tego co się dzieje. To zdecydowanie trzeba zobaczyć by dokładnie zrozumieć, ale niech odda (lub spróbuje to oddać) iż jedną najśmieszniejszych scen była dla mnie scena pogrzebu/pożegnania ofiar masakry gdzie ukłon w strone komedii był po prostu kolosalny. Polecam więc zwolennikom efektów, thrillerów i komedii.

Redakcja, życząc miłej zabawy w kinie, podkreśla iż nie odpowiada za pieniądze wydane na bilety na rekomendowane seanse.

Brak komentarzy: