piątek, 13 listopada 2009

paragliding: Algodonales, żagielek na zachodnim stoku Liharu

Dzień nie zapowiadał pokazów głupików akwariowych. Jednak na wieczór zrobiły się warunki do latania żaglowego na zachodnim stoku Liharu, co zaowocowało chwilami, chyba nawet 40 skrzydłami w powietrzu. Tłok i gęsto że hej. Oczy dookoła głowy i uważny pilotaż ze wzgledu na ilość osób.


Maro, pirat drogowy robi 20m obok zwrot prosto na mnie, zapominając popatrzeć się przed skrętem. Reakcja natychmiastowa, daje po lewym kołku tak mocno że słyszę świst powietrza. UFFF. Druga reakcja? Łapa do radia, by op...lić gada w eterze. W ramach rekompensaty robimy za chwilę ustawkę i pyka mi z bliska kilka fotek :-)



Zgodnie z obietnicą w dupie miałem ruch, turbulencje: PTAKI :) W jednym z momentów było ich ponad 20 w jednym kominie. Dużych drapieżnych, statecznie szybujących w powietrzu. Śliczny widok. Zdjęcie zdążyłem zrobić, ale z dystansu, więc wciąż trzeba mi uwierzyć na słowo że da się być na kilka metrów od takiego drapieżnika.


Mocno wymarznięty, wracam nad górkami do La Mueli. Pierwszy raz, przyznam szczerze że przez przypadek :) udało mi się lądowanie z tzw. efektem flare, czyli rozpędzenie skrzydła na wysokości 10..20m, tak by na pełnej szybkości dojść do około 50cm nad ziemią i wtedy cały czas już na takiej ultra niskiej 'wysokości' lotem koszącym przelecieć kilkadziesiąt metrów hamując na końcu do zera (wymiana spadku prędkości postępowej na brak opadania) z bardzo delikatnym przyziemieniem. Miodzio wygląda, miodzio uczucie. Już wiem co będę ćwiczył przy następnych lądowaniach :-)



Lądowanie ogólnie nie było dzisiaj bardzo trudne, ale nie należało do prostych, gdyż ze  względu na kierunek wiatru musieliśmy podchodzić znad drzew i drutów wysokiego napięcia, co znacząco zmieniało taktyke podejścia. Może dlatego właśnie udało mi się flare landing? Maro ma mniej szczęścia. Podchodzi zakosami bardzo ładnie i pewnie, niestety na końcówce, ląduje równolegle z innym skrzydłem więc ma mało miejsca. W efekcie przeciąga skrzydło w końcówce i wali na ziemie z wysokości 2m. Rezultat? Nówka kombinezon lotniczy, teoretycznie bardzo mocny, rozdarty jak papier na kolanie :-/ Maro na szczęście cały, z lekko stłuczoną piętą.

Brak komentarzy: