czwartek, 11 czerwca 2009

paralotnie: Rumunia, kiedy pogoda nie daje polatać

Niestety pogoda w Rumunii kończy się. Od teraz już tylko będzie lało. Zostają nam dwie możliwości: mykać na Ukrainę (blisko) by polatać na klifach nad Dniestrem lub zdecydować się na dłużą eskapadę (1000km) do Słowenii. Cała środkowa i północna Europa będzie pod wpływem rozległego niżu więc latanie nad Dniestrem też pod dużym znakiem zapytania... Po krótkich negocjacjach w grupie i przekonywaniu Wielebnego (stał w opozycji ze względu na rękę) zdecydowaliśmy się iż uderzamy na południe. Tam ma być pogoda.


Żegnamy się więc z Rumunią a za kilkanaście godzin witać się będziemy z Ljubljaną a potem dalej na południe. Zwijaliśmy obóz z oznakami burzy na horyzoncie i zbliżającego się opadu. Dzięki temu mieliśmy niezły speed i udało się nam złożyć wszystkie namioty i spakować samochody w około 30 minut. Dla porównania ta sama operacja bez groźby deszczu zabrała nam kilka dni później na Słowenii prawie 90 minut. Ot siła motywacji.


Rumunia była śliczna ale nie dała nam aż tyle polatać ile się spodziewałem. Tak to juz bywa w lataniu na szmatach. Jestesmy maksymalnie zależni od pogody. Plus jest jednak taki że niże zawsze się gdzieś kończą. Tym samym 700..800km dalej zawsze jest już pogoda. No i poruszają się trochę wolniej niż my :-)


Brak komentarzy: