sobota, 2 maja 2009

kinonagranicy: Tobruk, Václav Marhoul

Wcieliśmy znowu obiadkowe specjały po czeskiej stronie. Festiwal na granicy ma swoje kulinarne uroki :-) Zostały mi jeszcze w planach na jutro knedliczki i będę miał spokój na kilka miesięcy od kuchni naszych południowych sąsiadów. Po obiadku odprowadziłem R i S gdyż musieli już wracać do Krakowa, ze względu na ich niedzielny koncert i szybkim krokiem wracałem do kina.


Trafiłem (z wyboru) na czeską superprodukcje wojenną. Co ciekawe, nie skupia się ona na batalistycznym aspekcie słynnych działań w Afrycę, ale na ludzkim pierwiastku. Drobince zaplątanej w machine wojenną, tak by pokazać że te wielkie wydarzenia są de facto makowcem przekładanym potem, krwią i ludzkimi niegodziwościami. Film nie epatuje przemocą i krwią jak Pasja, aczkolwiek jest troche scen z mięsem na ekranie. Bynajmniej nie jadalnym. Dla mnie tym co było jednak najważniejsze to obraz dramatu pojedynczych ludzi. Lęk żołnierzy o siebie, ich wzajemne relacje, podłość, przyjaźń, śmierć. A w tle pustynia.

Każdy europejski naród ma swoje miejsca na mapie WWII, takoż i Czesi. I to w miejscu, który nam Polakom, kojarzy się przede wszystkim z naszym udziałem w WWII. W bitwie o Tobruk, brało także udział 779 czeskich żołnierzy. Zmagania ich jednostki możemy zobaczyć na tym właśnie filmie.

Jeśli ktoś szuka typowego filmu wojennego, to może i nie rozczaruje się, ale sądzę że nie jest to typowy obraz batalistyczny. Potencjalnemu widzowi przyda się IMHO dramatyczne zacięcię no i pragnienie zgłębienia uczuć pojedynczego wojennego trybiku.

Moja ocena: 2.2, bo tęskniłem za śmiercią i krwią.

Brak komentarzy: