Rano pobudka przed 7mą, ultra szybkie pakowanie tak by o 7:30 być pod akademikiem R. Droga do Cieszyna zabrała nam niecałe 2h, zanim jednak się zakwaterowaliśmy, odebraliśmy karnety, było już za późno by zdążyć na film o 10. Wybraliśmy więc zasilenie organizmu w niezbędne płyny :) a do cieszyńskiego teatru na Dróżnika dotarlismy na 12stą.
Film ciekawy, sam w sobie nie ponury, mimo iż właśnie ponurość była dla mnie jego hasłem przewodnim. Jesienno zimowe klimaty, mało światła, gra cieni tak by oddać demoniczność postaci. Dla mnie ten film jest m.in. o przeznaczeniu. Czy możemy go uniknąć? Czy sami jesteśmy kowalem własnego losu? Czy jednak jesteśmy skazani na to co nam pisane. Historia powoli toczy się w stronie nieuchronnego finału. Nie wiemy jaki on będzie, ale smutek, brud, skazanie na porażke dobitnie podpowiada czego możemy się spodziewać. W tym filmie każda postać jest przegrana. Jedni na własne życzenie. Inni ze względu na życzenia ich bliskich.
Historia przedstawia sprowadzającego się do małego miasteczka drużnika. Razem z piękną żoną próbują wejść w małomiasteczkowy klimat, gdzie każdy ma swoją rolę. Szynkarz. Kościelny. Baby spod kościoła. Grabarz. Jednocześnie tytułowy drużnik ma swoją przeszłość, od której próbuje uciec, wejście w miasteczko nie jest więc dla niego proste. Jak to zawsze bywa Życzliwi podkładają kłody. NieŻyczliwi także. Życie dokłada swoje. A pociągi jak jeździły tak jeżdzą. Tylko dróżnik czasami zaśpi.
Moja ocena: 2.2, za ładny obraz ponurości i ciekawa historia.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz