niedziela, 19 kwietnia 2009

offpluscamera: Medicine for Melancholy, Barry Jenkins

Przedostatni seans w niedziele o 19:00 w Reducie, na który dotarłem minute przed startem tylko dlatego, że R odesłała mnie z przystanku zanim przyjechał jej tramwaj. Z brzuchem pełnym greenway'owych specjałów zwaliłem się więc na wygodny fotel i doprawdy brakowało mi tylko kieliszka czegoś zimnego by mile rozpocząć seans. Swoją drogą greenway wciąż prosperuje, a ostatni raz byłem tam przecież jeszcze z Bojanką w 2002?


Medicine for Melancholy zapowiadał się trochę romantycznie. Tytułem i opisem z festiwalowego skrótowca. Że niby para budzi się rano w obcym mieszkaniu, nie znając siebie, po zapewne upojnej nocy, a następnie po porannej toalecie wychodzi razem. Kolejne 24h mają pokazać czy można być razem po takiej przygodzie. Jak się poznać? O czym rozmawiać? Kogo zostawić, a z kim być. Tak pisany scenariusz może wydawać się mocno oklepany, ale zapewniam Was, że ten film nie jest sztampowy i warto zapoznać się z wizją reżysera.

Który, kilka dni później, osobiście w Pauzie opowiedział mi m.in., ku mojemu bezbrzeżnemu zdumieniu, że film powstał przy budżecie 15k USD w ciągu kilku tygodni z kilkoma aktorami oraz San Francisco w tle (element miejski jest tu baaardzo istotny). Po prostu szok. Przy takich kwotach i takim filmie, odpaliłem, to ja z przyjemnością zostanę producentem! Dostałem więc wizytówkę od Barryego - choć sądzę iż po takim debiucie nie będzie miał żadnych problemów ze zdobyciem dużo większych funduszy na swoje kolejne filmy. Obraz jest bardzo dojrzały i na prawde nie widać debiutanckiego podejścia (no przynajmniej ja nie widziałem). Historia zaś jest tak prawdziwa, że aż nie do uwierzenia, ale tutaj moje podejrzenia Barry rozwiał przyznając iż rzeczywiście pisało ją życie. W każdym razie śliczna historia. Ciepła i na pewo nie przygnębiająca. Zdjęcia są zreszta równie śliczne. Miejscami czarno-białe, miejscami sepia, rzadki kolor. Miodzio dosłownie i w przenośni.

Moja ocena: 2.3, a może nawet i 3? - naprawdę polecam i reżysera będę śledził. Odkrycie festiwalu.

Brak komentarzy: