Wybór nie był prosty, zwłaszcza, że to dopiero drugi dzień festiwalu. Nie wiem więc ile docelowo obejrze filmów, ani na co tak naprawde chciałbym chodzić. Moja tęsknota za kinem azjatyckim ciągnie mnie jednak silniej na Rower z Pekinu. Na tyle silnie że zaciągam też ze sobą R, ku późniejszemu jej częściowemu rozczarowaniu :-)
Dla mnie Beijing Bicycle to kino rzeczywiście azjatyckie. Z nie-europejską interpretacją rozterek moralnych, z przedłużającymi się ujęciami dającymi widzowi czas do namysłu i interpretacji. Z pięknymi chinkami i równie ślicznymi chińczykami :-)
W warstwie fabularnej, ciekawa historia, rodem z greckiego dramatu. R mnie co prawda potem (skutecznie, ale Ciiii, mam nadzieje że tego nie przeczyta :-) przekonywała, iż jedna ze stron dramatu miała więcej racji po swojej stronie, co jednak nie psuło zabawy i dylematów stawianych za pośrednictwem bohaterów przed widzem. Pekin, młodzi ludzie, szkoła, miłość, pierwsza praca, bieda, marzenia i błędy w wyborach mszczące się w kolejnych scenach. Rozwijająca się Tragedia przez duże T. Oczekiwanie na Katastrofę. To cała historia w skrócie. Dużym. Aha, no i wszędzie te rowery :-)
Fajny morał na później z dziewczyną z apartamentowca: próbuj i się nie zakładaj nieosiągalności celu przed próbą jego dosięgnięcia. Spróbuje więc sięgnąć cel po lewej :-)
Moja ocena: 2.2 bo lubie kino azjatyckie.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz