Krótkie podsumowanie: Zużyłem 12 par skarpetek. Odbyłem 10 lotów. Wypiłem koło 6 butelek hiszpańskiego wina. Przeleciałem i przejechałem ponad 7k km. Wydałem 2^12 pln. Rozwaliłem dłoń, dwa palce i stopę (obtarcia). Zjadłem dwa kilo boskiej szynki jamon 10 bagietek oraz pół kilo daktyli. Poznałem kilka fajnych osób. Wystąpiłem w dwóch filmach. Leciałem z kamieniem w komorze paralotni. Nie tknąłem chińskiego (1kg książek i płyt w bagażu). Nauczyłem się latać ze spadachronem zapasowym. Meteorologia ma coraz mniej tajemnic. Znalazłem świetny domek na klifie - miejsce na jeden z wariantów emerytury: net + możesz latać startując z ogródka.
To wszystko uwieczniliśmy na 2000+ zrobionych zdjęć, z czego nadaje się do oglądania około 200 :-)

Za miesiąc lecę do Maroka...
1 komentarz:
to jest jakiś inny, piękny świat te paralotnie... a nazwa Alicante (nie wiem czemu) przyprawia mnie o dreszcze...
relację z wyprawy przeczytałam: podziwiam, gratuluję, zazdroszczę, pozdrawiam (kolejność przypadkowa :)
Kinia
Prześlij komentarz