środa, 28 maja 2008

Sukiyaki Western Django - Takashi Miike

VII Filmostradę rozpocząłem w ostatni weekend od japońskiego udrzerzenia z samym Tarantino w jednej z ról.

Krakowski Aneks, późny majowy wieczór :)


Smakowita sztuka mięsa - ostrzegam że jednak nie każdemu podejdzie na ząb. Mimo iż zdecydowanie polecam, to mam świadomość że ta pozycja niekoniecznie wzbudzi podziw. Jest to przede wszystkim 'zasługą' ;) fabuły filmu, która tutaj choć ważna, nie jest głównym elementem obrazu. To bowiem co stanowiło 'mięso' tej pozycji to zabawa z widzem i kpienie z konwencji. Przede wszystkim z spaghetti westernu, popularnego stylu filmowego w latach 60/70 który dla wielu widzów stał się potem przedmiotem kultu (nie mylić z Cthulhu ;) Zaczerpnięte liczne motywy pozwoliły ekipie na wykreowanie sporej ilości komicznych scen, lub przynajmniej zaserwowanie widzowi zadowolenia z odkrywanych przez niego nawiązań. Oczywiście (wiszą bo to film japoński) drugim głównym nurtem w którym reżyser puszcza do nas oko, jest anime. Przerysowanie pewnych scen (umieranie w błocie - mniam :) czy nawiązanie do Akiry naprawde pozwala przetrenować naszą przeponę - pod warunkiem że kojarzymy anime chociaż trochę...

Miejsc w którym miałem okazje szczerze się pośmiać (razem z całym kinem, nie żebym przeszkadzał ;) było naprawde wiele. Np scena z krzyżem i zombie szeryfa powalała - chociaż liczyłem w niej jeszcze na kwestie rodzaju: "braiiiiiiinzzzzz" :)

Odniesień, supełków, nawiązań, nawijań, przewijań jest mnóstwo. Nawet Matrix oberwał. Innymi słowy, zabawa w postmodernizm? W jakimś stopniu na pewno. Dla mnie był więc to przede wszystkim świetny humorystycznie film, z malowniczymi zdjęciami, fajną fabułą (a jednak :) pozwalający zobaczyć przez swoje przerysowanie, dlaczego standardowe kino wpisane w ramki konwencji jest nuuudne aż do bólu. No ale dzięki niemu mogą powstać takie perełki jak to.

Moja ocena: 2.3, polecam za zabawe konwencją i świetne zdjęcia.

Brak komentarzy: