
Kanwą dla scenariusza były rzeczywiste sytuacje które miały miejsce w Liberii, w czasie kilkunastoletniej wojny. Młodociane oddziały (jak napisali, średnia wieku: 10 lat) stanowiły jeden z głównych elementów sił zbrojnych. Maksymalna przemoc i okrócieństwo. Całkowity brak zrozumienia celu wojny przez dzieci które je prowadzą pod dyktandą dorosłych. Niesamowity kontrast śmierci i zabawek które to oba elementy cały czas towarzyszą młodocianym żołnierzom.

Reżyser przedstawił historie (zaczerpnięta z książki Emmanuela Dongali) kilkunastoosobwego oddziału dzieci, który przemierza kraj, walcząc i ginąc po drodze. Oczywiście nie brak wstawek umoralniających i przesłania (zwłaszcza w zakończeniu). Zdjęcia, zwłaszcza dla nas europejczyków, przez fakt iż pokazują Afrykę, są wartością samą w sobie. Film nie epatuje bezpośrednio przemocą. Krew nie leje się strumieniami, chociaż śmierć jest wszechobecna. Patrzysz na to i doceniasz świat w którym żyjesz... Jak dla mnie film wpisuje się w nurt: gdzieś-tam-na-świecie-jest-strasznie - ciesz się więc z tego co masz...

Moja ocena: 2.3 - polecam, zwłaszcza nam, społeczeństwu już zepsutym ustawicznym konsumpcjonizmem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz