Startowisko miało bowiem tylko 10m długości (15m po skosie) przy czym rozłożona paralotnia jest długa na 5m... Wiatr był za słaby na start alpejski więc zostawał tylko start klasyczny z rozbiegiem co przy tak krótkim dystansie baaardzo zwiększało ryzyko startu. A reszta zrezygnowała, gdyż startowisko kończyło się kilkudziesięcio metrową przepaścia, więc potencjalny błąd na starcie równałby się upadkiem w nią. Żeby w ogóle wystartować potrzebowałem pomocy: trzy osoby musiały trzymać paralotnie w pozycji do natychmiastowego rozłożenia by zyskać choć ten dodatkowy metr.
Jak zapinałem zapas i sprawdzałem całość przed startem, dosłownie trzęsły mi się ręce, a nie leciałem pierwszy, więc wiedziałem że się da. Podczas rozbiegu za wcześnie odpuściłem taśmy, w wyniku czego start był nieco nierówny ale udał się. Mam filmik który wkleje później, na razie powyżej ja tuż przed startem, a poniżej Maro w locie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz