sobota, 22 listopada 2008

Alicante: travel

Pobudka po piatej, pociag do Wawy o 655, samolot do Alicante o 1315. Z ciekawostek na Okeciu 50m od terminalu znalezlismy z Marem, bar ktory przeniosl nas do minionej epoki. Cerata na stolikach, tabliczki na drzwiach 'Pomieszczenie Sluzbowe', obsluga ala PRL, metalowe grzejniki. Bar powinien nazywac sie 'Wehikul Czasu'. Maro zapodal flaczki, ja zurek z kielbaska. Pozegnanie z polskoscia.

Poza tym zegnala nas w Polsce zima...


Terminal Etiuda powala swa ciasnota, brakiem infrastruktury, 300 osobami stojacymi w kolejce do checkinu, brakiem tasm na bagaze i ogole tandeta. Na szczescie nasz samolot odlecial, w odroznieniu od lotu do Malagi ktory mial startowac 30 minut wczesniej, poczym juz usadowionych pasazerow, zadnych swoich wakacji przywiezli autobusem z powrotem na terminal (a juz witali sie z gaska...) - cos nie tak z samolotem...

Lot byl srednio dlugi (3,5h) ale nie meczacy. W Alicante kolo 20C (byla 5pm). Wojtek juz czekal na nas, szybka migracja do apartamentow, przydzial skrzydel i do spania, ktorego zaliczylem 10h snu po calym tygodniu niedospania.

Widoki w Alicante jak marzenie:


Co mnie zdziwilo: miasteczko pod Alicante w ktorym mieszkamy wyglada jak przeniesione z filmow Lyncha, zero ludzi, calkiem wymarle, nowe bloki i domy zamkniete na glucho z zasunietymi okiennicami. Wrazenie dziwne. Podobniez spora czesc hiszpanskiego wybrzeza, na ktorym jest pobudowane MASE apartamentowcow wykupionych przez anglikow, niemcow itp wyglada dokladnie tak. Jest oczywiscie pelna ludzi w lipcu i sierpniu, ale teraz pod koniec listopada wyglada ponuro, pusto i smutno. Co drugi blok napisy 'na sprzedaz'. Infrastruktura zamknieta - w niedziele supermarket nieczynny. Wymarle miasto. Zrobie zdjecia.

1 komentarz:

Unknown pisze...

Z takich przezyc wehikulowych to polecam wybrac sie do baru przy muzeum w Osw. Z wegetaanskich potraw polecici mozna placki ziemniaczane i buraczki. Panie maja nawet czapeczki