Poza tym zegnala nas w Polsce zima...
Terminal Etiuda powala swa ciasnota, brakiem infrastruktury, 300 osobami stojacymi w kolejce do checkinu, brakiem tasm na bagaze i ogole tandeta. Na szczescie nasz samolot odlecial, w odroznieniu od lotu do Malagi ktory mial startowac 30 minut wczesniej, poczym juz usadowionych pasazerow, zadnych swoich wakacji przywiezli autobusem z powrotem na terminal (a juz witali sie z gaska...) - cos nie tak z samolotem...
Lot byl srednio dlugi (3,5h) ale nie meczacy. W Alicante kolo 20C (byla 5pm). Wojtek juz czekal na nas, szybka migracja do apartamentow, przydzial skrzydel i do spania, ktorego zaliczylem 10h snu po calym tygodniu niedospania.
Widoki w Alicante jak marzenie:
Co mnie zdziwilo: miasteczko pod Alicante w ktorym mieszkamy wyglada jak przeniesione z filmow Lyncha, zero ludzi, calkiem wymarle, nowe bloki i domy zamkniete na glucho z zasunietymi okiennicami. Wrazenie dziwne. Podobniez spora czesc hiszpanskiego wybrzeza, na ktorym jest pobudowane MASE apartamentowcow wykupionych przez anglikow, niemcow itp wyglada dokladnie tak. Jest oczywiscie pelna ludzi w lipcu i sierpniu, ale teraz pod koniec listopada wyglada ponuro, pusto i smutno. Co drugi blok napisy 'na sprzedaz'. Infrastruktura zamknieta - w niedziele supermarket nieczynny. Wymarle miasto. Zrobie zdjecia.
1 komentarz:
Z takich przezyc wehikulowych to polecam wybrac sie do baru przy muzeum w Osw. Z wegetaanskich potraw polecici mozna placki ziemniaczane i buraczki. Panie maja nawet czapeczki
Prześlij komentarz