Eeee, no dobra, to już ostatni dzisiaj post z serii zaległych filmów, które chcę jeszcze opisać. Ciąg dalszy nastąpi. Dzisiaj czeka mnie bowiem jeszcze zakuwanie do kolokwium z chińskiego na jutro (yuuuck :P). Pinyin już wkułem, ale zostają znaczki. Np. czy wiecie że dwa najważniejsze słowa to: 我爱你 - no dobra, po mandaryńsku i angielsku to trzy :-)
Kraków, Mikro 2008-03-31 20:30
Film z 1980 roku (eeee, młodszy niż ja ;) który pomimo dobrych recenzji straszył jednak wiekiem. Niepotrzebnie. Śmiało mogę stwierdzić iż jest to coś na kształt czeskiego komediowego Barei na dodatek sygnowanej powieścią Hrabala. Dla mnie bardzo zabawny i rozluźniający. Mnóstwo gagów, a podejrzewam że i tak nie byłem stanie złapać połowy aluzji wychwytywanych przez czeskiego widza. Browar, młoda niepokorna żona, zrezygnowany kierownik browaru, wizytująca go rada nadzorcza (let's call it this way :) i masa zabawnych aluzji. Scena mycia włosów u fryzjera miodzio. Cytaty Biskupa: "Przyrodzenie należy moczyć w ciepłej wodzie" itp rzeczy które trzeba zobaczyć by zrozumieć. A świniobicie wyglądało tak rzeczywiście że hejjjj, zgłodniałem na maxa!!! Swoją drogą musze wypróbować diete żony: na śniadanie ciepły świeży kotlet plus 0,5l piwa :-) Od razu by się fajnie pracowało, nie mówiąc o podróży z domu do pracy (eeee, miałem jeździć na rowerze od kwietnia, ale po niedzielnej inauguracji sezonu, tyłek mówi NIE - zasadniczo było mhmm :)
Czy film coś przemycał oprócz komedii sytuacyjnej/aluzyjnej? Chyba nie, w każdym razie ja tego nie wyłapałem, ale i tak dobrze spędziłem te 90 minut koncentrując sie na filmie. Na pewno pozycja dla miłośników Hrabala i czeskiej nowej fali
Moja ocena: 2.2 - warto oglądać w grupie przy piwku i kiełbaskach z zaprzyjaźnionym tłumaczem-czechem.
Dla miłośników Hrabla: zdecydowanie 2.3.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz