wtorek, 1 kwietnia 2008

POSTŘIŽINY - Jiři Menzel

Eeee, no dobra, to już ostatni dzisiaj post z serii zaległych filmów, które chcę jeszcze opisać. Ciąg dalszy nastąpi. Dzisiaj czeka mnie bowiem jeszcze zakuwanie do kolokwium z chińskiego na jutro (yuuuck :P). Pinyin już wkułem, ale zostają znaczki. Np. czy wiecie że dwa najważniejsze słowa to: 我爱你 - no dobra, po mandaryńsku i angielsku to trzy :-)

Kraków, Mikro 2008-03-31 20:30

Film z 1980 roku (eeee, młodszy niż ja ;) który pomimo dobrych recenzji straszył jednak wiekiem. Niepotrzebnie. Śmiało mogę stwierdzić iż jest to coś na kształt czeskiego komediowego Barei na dodatek sygnowanej powieścią Hrabala. Dla mnie bardzo zabawny i rozluźniający. Mnóstwo gagów, a podejrzewam że i tak nie byłem stanie złapać połowy aluzji wychwytywanych przez czeskiego widza. Browar, młoda niepokorna żona, zrezygnowany kierownik browaru, wizytująca go rada nadzorcza (let's call it this way :) i masa zabawnych aluzji. Scena mycia włosów u fryzjera miodzio. Cytaty Biskupa: "Przyrodzenie należy moczyć w ciepłej wodzie" itp rzeczy które trzeba zobaczyć by zrozumieć. A świniobicie wyglądało tak rzeczywiście że hejjjj, zgłodniałem na maxa!!! Swoją drogą musze wypróbować diete żony: na śniadanie ciepły świeży kotlet plus 0,5l piwa :-) Od razu by się fajnie pracowało, nie mówiąc o podróży z domu do pracy (eeee, miałem jeździć na rowerze od kwietnia, ale po niedzielnej inauguracji sezonu, tyłek mówi NIE - zasadniczo było mhmm :)

Czy film coś przemycał oprócz komedii sytuacyjnej/aluzyjnej? Chyba nie, w każdym razie ja tego nie wyłapałem, ale i tak dobrze spędziłem te 90 minut koncentrując sie na filmie. Na pewno pozycja dla miłośników Hrabala i czeskiej nowej fali

Moja ocena: 2.2 - warto oglądać w grupie przy piwku i kiełbaskach z zaprzyjaźnionym tłumaczem-czechem.
Dla miłośników Hrabla: zdecydowanie 2.3.

Hallam Foe - David Mackenzie

Leże w łóżeczku, napakowany lekarstwami jak kiełbasa z polnaru chemią. Ale mi dobrze :-) Co prawda 10h intensywnej pracy w biurze wyzzuło ze mnie energie, ale zrobiłem dziś rzeczy, które często zabierają mi tydzień. Może dlatego że jak jestem chory, to nie marnuje żadnej minuty, znając cene wysiłku przy gorączce 38C :-) Jutro powtórka z rozrywki. Pomimo choroby, energia mnie rozpiera. Do rzeczy...

Kraków, Mikro, 2008-03-30 20:30

pustawa sala i trochę wątpliwości co do jakości co zaraz zostanie mi zaserwowane. Intro do filmu było jednym z najbardziej zabawnych kawałków jaki miałem okazje widzieć ostatnimi czasy. Polecam na pewno je ;)
Główne mięsko powoli zdobywało moje zainteresowanie, jeszcze w pierwszym kwadransie mocno zastanawiałem się co do finalnych wniosków, ale powoli budowana historia wciąga. Zwłaszcza że obraca się dookoła nośnego tematu, troche wstydliwego, takiego który każdy z nas ma gdzieś tam w sobie: voyeuryzmu. Tu w wersji nie koniecznie związanej z seksem. Wręcz buduje się w nas sympatia do młodego podglądacza. Aczkolwiek to nie podglądanie jest IMHO głównym elementem i atrakcją filmu. Dla mnie było to opisanie relacji pomiędzy ludźmi z problemami, widocznymi (On) i nie widocznymi (Ona). Spotkanie ludzi w złym czasie i złym miejscu. Ognisty romans z pseudo happy endem, można by powiedzieć, tyle że historia nie ma w sobie nic z typowej love story a i happy end taki jakby zaserwowałby nam nasz psychiatra (czyli: zapomnij :). Wydaje mi się że reżyser koncentruje się na budowaniu obrazu charakterów postaci w kolejnych scenach sprawnie opowiadając jednocześnie ciekawą historię.

Dla kogo jest ten film? Dla miłośników kina obyczajowo-psychologicznego, z nutką romantyzmu i wykolejonymi (delikatnie) postaciami. Aha, kilka fajnych pomysłów na seks też było. Zanotowałem w telefonie pod hasłem remember and reuse ;)

Moja ocena: 2.2 - minimalnie o włos zabrakło mu do 2.3 - widać słabość mojej skali, po tegorocznych ENH muszę ją rozbudować!

Notabene apartament we Wrocku już mamy zarezerwowany, będzie się działo :-)